piątek, 16 sierpnia 2013

Czy to już koniec?

No własnie... Czy to już koniec "mojego veritaserum"? Odpowiem na to pytanie jednoznacznie. Wygląda na to, że straciłam wene jeśli chodzi o kontynuację tego opowiadania. Zgubiłam wątek i zapomniałam, czego chcieli bohaterowie. Innymi słowy totalnie się zgubiłam w tej opowiadaniowej rzeczywistości. Długo myślałam, czy zamieścić tą notkę i bardzo się wahałam. Po jakimś jak widać dłuższym czasie stwierdziłam, że głupio tak skończyć to wszystko i o niczym nie poinformować chociażby tej nielicznej grupki, którzy czytali i chcieliby dalej poznawać tę historię.

Z drugiej strony... Nie kończę jeszcze całkiem swojej historii z pisaniem. Jeśli ktokolwiek czuł się dobrze czytając opowieść w moim stylu, zapraszam na nowego bloga. "AFTER LIF" - jest to moje całkowicie nowe dzieło. Odbiega całkowicie od świata potterowskiego, ale no cóż... Człowiek też potrzebuje zmian i różnorodności, więc nie warto kontynuować w nieskończoność monotonności.

Podsumowując, wszystkich chętnych zapraszam do przeczytania nowego opowiadania, a zainteresowanych jedynie Moim Veritaserum bardzo przepraszam i mam nadzieję, że chociaż do tej pory mogłam dać wam trochę rozrywki.

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 11.

Nieudane pierwsze spotkania.

-No to klops! - wrzasnęła Liv, kiedy razem z Nel znalazły się na środku ruchomych schodów. 
-Że też akurat w tej chwili! - wymamrotała zasapana ślizgonka. Zbiegały właśnie z wieży astronomicznej na stadion, gdzie miała się odbyć lekcja latania. Niestety plany pokrzyżowały im schody. 
-Myślisz, że Fyed bardzo się zdenerwuje? - Olivia miała skrzywioną minę. Jeszcze nigdy nie spóźniła się na żadną lekcję, a wiedziała, jak prof. Christian jest zasadniczy.
-Przestań! - dziewczyna machnęła ręką - Najwyżej nas zabije - obie zaczęły się śmiać. -Chodźmy! - wrzasnęła Nel,  kiedy schody raczyły w końcu wrócić do pierwotnego stanu. Biegły ile sił w nogach, a szaty coraz bardziej podchodziły im ku górze.
Nie minęły dwie minuty, a one niczym nowe Ogniste Grzmoty 500 wyleciały na rozciągające się w nieskończoność, zielone błonia. Niebo tego dnia było pochmurne, jednak nie padał deszcz. Chłodny wiatr muskał je lekko po twarzy, gdy dochodziły do boiska.
-Przepraszamy za spóźnienie! - powiedziała zdyszana Liv z nadzieją, że jej koleżanka ją wesprze. Profesor zmierzył je surowym spojrzeniem i przemówił dostojnym głosem:
-Dobrze... - przeciągnięcie wyrazu nie świadczyło o niczym dobrym, wręcz przeciwnie, szykowało się coś bardzo niedobrego! - Weźcie miotły i nie przeszkadzajcie w lekcji! - powiedział dość spokojnym głosem, najprawdopodobniej bardzo siląc się, aby zabrzmiał uprzejmie. Ślizgonki nie czekając ani chwili chwyciły stare  Błyskawice i dołączyły do reszty uczniów stojących w zwartej grupie.
-Jak już mówiłem, zanim mi przerwano - profesor Fyed znaczącym wzrokiem popatrzył na Olivię i Nel - Chciałbym, abyście dzisiaj spróbowali, bardzo prowizorycznej, ale gry w Quidditcha.  - rozległy się szepty. Widać było, że wszyscy są bardzo poruszeni. - Proszę o ciszę! - gwar ucichł. - Podzielimy się na trzy drużyny, które będą się zmieniały co osiem minut. Wszystko jasne? - podniósł lekko głos i ogarnął wzrokiem całą klasę. Parę osób pokiwało potakująco głowami - Wspaniale! - na twarzy profesora Fyed'a pojawił się nikły uśmiech i zaraz zaczął przydzielać poszczególnych uczniów do pierwszej, drugiej, bądź trzeciej ekipy.
Po około minucie okazało się, że Liv znalazła się w całkiem niezłej drużynie. Oczywiście nie każdy potrafił grać, ale na pewno wszyscy potrafili wsiąść na miotły, a w ich klasie, to wielki wyczyn.
-Drużyna pierwsza i druga na boisko! - rozległ się donośny głos. Uczniowie szybko rozdzielili się. Każdy włożył miotłę między nogi i na usłyszaną komendę "gracze na miotły" wznieśli się ku górze. Ścigający wraz z pałkarzami ustawili się w dużym kręgu, nad nimi zawiśli szukający, a Olivia jako obrońca popędziła ku pętlom. Niestety Nel znowu nie była z nią w drużynie. Zapewne miała to być kara za spóźnienie, choć potem wydało się jej to za proste jak na potężnego Christiana Fyed'a. Tłuczki i złoty znicz zostały wypuszczone. Profesor Fyed stał na środku boiska, nad dyndającymi ledwo graczami a w ręku trzymał pokaźnych rozmiarów kafla. Podczas, gdy podrzucił go go góry, wszyscy rzucili się do gry. Liv siedząc na miotle nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Myślała, że nie będzie aż takiej tragedii, ale jak widać jednak się myliła. Pierwszoklasiści wręcz bili się o kafla i ledwo unikali latających tam i z powrotem tłuczków.
Olivia, która nudziła się dosyć, ponieważ żaden kafel nie leciał jeszcze w jej stronę, co chwila spoglądała na Nel zastanawiając się, czemu nie została przyjęta do drużyny. Tylko ona z całego tego rozgardiaszu umiała trzymać pałkę i na dodatek trafić nią w tłuczek. Padł pierwszy strzał ze strony drużyny Liv, ale niestety został obroniony. Podleciała odrobinę wyżej, aby zobaczyć, kto jest ich obrońcą. Szybko dostrzegła, że to ten sam chłopak, którego widziała już na obronie przed czarną magią. Przypomniała sobie jego piękne brązowe oczy z tamtego dnia.
Rozległ się gwizdek. -GOL! - oznajmił głośno profesor. Olivia spojrzała w dół. Leciało ku niej sześcioro rozwścieczonych pierwszoroczniaków. - panno Pringle na dół!  - usłyszała z dołu zdenerwowany głos. Czym prędzej zleciała na trawę i w ułamku sekundy stała już przed rozgniewanym nauczycielem.
-Słucham? - zapytała nieśmiało tylko dlatego, aby przerwać niezręczną ciszę.
-Czy możesz skupić się na lekcji! Nie jesteś wolnym widzem, który siedzi sobie na miotle i obserwuje bacznie całą grę, ale obrońcą! - podniósł lekko głos. - Odejmuję Slytherinowi pięć punktów, ale jeśli nie zaczniesz myśleć, to nie skończy się tylko na tym.  - nie zdążyła odpowiedzieć, bo znów zagrzmiał gwizdek. - Drużyna pierwsza i trzecia! - wrzasnął profesor Fyed i cała reszta ekipy Liv sfrunęła na ziemię. Podczas, gdy ona siedziała sobie na uboczu i starała unikać wzroku zdenerwowanego nauczyciela jak i reszty pierwszoroczniaków, podszedł do niej jeden chłopak.
-Ja się nie gniewam! - powiedział uśmiechnięty i dosiadł się do niej.
-Super! - odpowiedziała raczej bez entuzjazmu. - A z kim mam przyjemność? - zapytała po chwili z lekkim zażenowaniem.  Chłopak wyciągnął do niej rękę i oznajmił przyjaznym głosem:
-Charles Jones. - uśmiechnął się szeroko. Liv spojrzała na jego szatę. Nie znała jeszcze dotąd żadnego krukona.
-Miło mi. - również podała mu rękę.
-Lubisz historię magii? - wypalił ni stąd ni zowąd nowy kolega. Olivia spojrzała na niego trochę dziwnym wzrokiem.
-Raczej nie przepadam - odpowiedziała obojętnym tonem. - Dlaczego pytasz?
-Chcę wiedzieć, jakie przedmioty lubisz. - Liv stwierdziła, że nigdy nie prowadziła tak głupiej i nudnej rozmowy. Pewnie i tak nigdy w życiu nie będą już ze sobą rozmawiać, no ale jeśli chciał to wiedzieć...
-Eliksiry, obrona przed czarną magią - zawahała się na chwilę - można powiedzieć, że również latanie, choć nie zawsze. - uśmiechnęła się do Charlesa i odwróciła głowę do profesora Fyed'a, stojącego właśnie tyłem do niej, posyłając mu nienawistne spojrzenie.
-Coś nie tak panno Pringle? - powiedział nie odwracając się w jej stronę. Zrobiła bardzo zdziwioną minę i szybko się wyprostowała.
-Dlaczego coś miałoby być nie tak? - zapytała starając się brzmieć tak, jakby nie wiedziała, co się stało.
-To dobrze! - odrzekł zgryźliwie Christian. Jego słowa zabrzmiały odrobinę tak, jakby zostały wyrwane z jakiejś innej rozmowy, ale Olivia nie chciała z nim dyskutować.
Po około piętnastu minutach rozległ się gwizdek.-Wszyscy na ziemię! - oznajmił donośny głos. - gdy wszyscy stali już przed nim spokojnie oznajmił. - Nie zdążymy zagrać już trzeciego meczu, ale uznałem, że cała drużyna pierwsza powinna otrzymać oceny Wybitne za grę na dość niezłym poziomie. - Kilka osób, w tym Nel i ów inteligentnie wyglądający puchon, podskoczyli i krzyknęli z radości. "Jedna głupia bramka!" - Liv nie mogła przeboleć tego, że puściła tak łatwą bramkę! - Koniec na dziś. Życzę miłego dnia! Do widzenia! - rozległy się pojedyncze pożegnania i wszyscy ruszyli w stronę szatni, aby zostawić tam miotły. Olivia szła sama. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać.
- Zaczekaj!- usłyszała trochę niepewny głos z tyłu. Odwróciła się i zobaczyła uśmiechającego się do niej puchona, który tak bardzo się jej podobał.
-Hej - powiedział, dorównawszy jej kroku. - James Wilton. - oznajmił wesołym głosem, wyciągając ku niej rękę.
-Olivia Pringle - odparła ściskając dłoń kolegi. W brzuchu zaczęła czuć jakieś dziwne motylki. Za pewne łatwiej rozmawiałoby się jej z takim chłopakiem, który jest brzydki i śmierdzi, ale akurat on musiał podejść.
-Co słychać? - zarumienił się lekko i popatrzył Liv głęboko w oczy.
-Idę odnieść miotłę. - palnęła bez zastanowienia. Całkowicie nie wiedziała, jak zachować się w jego obecności.- Jesteś puchonem, prawda? - zapytała, ale od razu tego pożałowała. To była najbardziej żenująca rozmowa, jaką kiedykolwiek prowadziła. Ku jej zdziwieniu James zaśmiał się tylko i odpowiedział:
-No tak jakoś wyszło!
-Dobrze bronisz - stwierdziła Olivia czując, że zbyt długa cisza zaczyna robić się niezręczna. W tym wypadku każdy temat zdawał się być nie ciekawy.
-Dzięki! - odparł z zadowoleniem chłopak. - Ale nie lepiej niż twój brat.
-Skąd znasz mojego brata? - uśmiechnęła się. Dobpiero po chwili przypomniała sobie, że on też jest w Hufflepuff'ie.
-Każdy w Hufflepuff'ie go zna! - odpowiedział wesołym głosem. - Między innymi przez niego nie da się dostać do drużyny na tą pozycję.  - Liv teraz też się uśmiechnęła. No tak... Willy faktycznie był niezły w te klocki. Ale co się dziwić! Quidditch był u nich właściwie rodzinny. Swoje pierwsze miotły każdy dostał na pierwsze urodziny, więc można powiedzieć, że w  ich domu stało się to już tradycją. 
-Idziesz na zielarstwo? - spytał po chwili James. 
-Eeee... - Olivia nie pamiętała co teraz mają, ale stwierdziła, że w sumie dlaczego nie zaufać nowemu koledze. - Ok chyba tak. - dodała po krótkim czasie zastanowienia. 
Oboje odłożyli miotły i ruszyli za resztą uczniów w stronę cieplarni. Rozmowa nie kleiła się idealnie, ale nie można było narzekać. W każdym razie Liv miała nadzieję, że nie jest to jednorazowe. 

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 10.

Para.

-To wspaniale - Alexa podniosła głowę znad książki, gdy Hanna wleciała do pokoju i powiedziała jej o sprawdzianach. - A gdzie Nel? - zapytała rozglądając się po sypialni. 
-Ona jest odrobinę zła. - sprostowała Olivia. - nie dostała się. - w jej głosie dało się wyczuć wyraźne współczucie. Bardzo lubiła Nel, więc nie chciała dopuścić do siebie myśli, że nie będą razem grały. 
-Trudno - przerwała ciszę Alexa  jakby dość obojętnym tonem. - Może za rok jej się uda - podkreśliła szybko czując na sobie dziwne spojrzenia koleżanek. 
-Pójdę już - powiedziała po chwili Liv. Nagle odczuła silną potrzebę przejścia się. Tylko ona i nikt inny. Nie czekając na odpowiedź wyszła z sypialni. Zeszła po wąskich, krętych schodach i przeszedłszy cały pokój wspólny znalazła się w długim tunelu, który już tak dobrze zdążyła poznać. Zwolniła trochę kroku i spuściła głowę w dół. Czarna szata z zielonymi obszyciami falowała jej pod nogami niczym spokojne, niewzburzone morze. Znalazłszy się w Sali wejściowej na moment się zatrzymała. Nie wiedziała tak na prawdę dokąd zmierza, ale po chwili namysłu poszła jednak w górę długimi, szerokimi schodami. 
-Samotny spacer? - usłyszała łagodny, ale bardzo ciekawski głos gdzieś z prawej strony. Odwróciła głowę i zauważyła, że jeden z obrazów uśmiecha się do niej. - Złe oceny, czy chłopak Cię zostawił młoda damo? - mówiła do niej jakaś starsza kobieta z fikuśnie upiętymi włosami, ubrana w długą, wytworną suknie.
-Nic z tych rzeczy - odrzekła Olivia i wykrzywiając usta w coś, co zapewne miało być uśmiechem poszła dalej. 
Światło dzienne wlewało się do zamku wszystkimi oknami, mimo że tego dnia nie było słońca. Witraże na szybach były weselsze niż zwykle i swymi kolorami rozjaśniały korytarze niczym tęcza. Liv zmierzała prosto ku wierzy astronomicznej. Przypomniała sobie, że gdy byli na lekcji bardzo się jej tam spodobało i  stwierdziła, iż byłoby to dobre miejsce aby posiedzieć samemu w ciszy i spokoju. 
Stare drewniane schodki skrzypiały za każdym postawionym krokiem. Znała już ten zgrzyt, ponieważ wchodziła tędy na astronomię, ale przy akompaniamencie krzyku pozostałych uczniów nie było to aż tak wyraźne. Znalazła się na szczycie. Był to dość duży balkonik w kształcie koła, z którego rozciągały się piękne widoki. Nagle zauważyła, że nie jest tutaj sama. Zza wielkiego słupa stojącego na środku wyłaniał się kawałek czarnej szaty z żółtą obwódką. Kto to mógł być? Utrzymując bezpieczną odległość zdecydowała się obejść słupek dookoła. 
-Willy? - zapytała ze zdziwienie i automatycznie się uśmiechnęła. Przed nią siedział wysoki puchon z burzą dredów na głowie. 
-Olivia! - jego głowa natychmiast zwróciła się w kierunku siostry. Wstał pośpiesznie i mocno wyściskał siostrę. - Nie widziałem Cię od początku roku. Ciągle chowasz się w lochach? - zapytał z nikłym uśmiechem. 
-Właściwie, to większość czasu. - w tej chwili zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie potrzebowała samotności. Bardzo jej czegoś brakowało i właśnie teraz trafiła w sedno. Chciała spotkać się z bratem!
-Poznałaś tam kogoś fajnego? - spytał po naturalnej dla jego charakteru chwili zastanowienia. 
-Tak! - powiedziała z entuzjazmem Liv. - Jest sporo fajnych ludzi. Nel, Hanna, Alexa... - przez chwilę zastanawiała się, czy przy rozmowie o 'fajnych ludziach' nie wymienić imienia Simona, ale w ostatniej chwili powstrzymała się od tego wiedząc, że zacznie się głupie wypytywanie, czy coś go z nią łączy. - A tak właściwie... - zawiesiła na chwile głos - to co ty tutaj robisz? - Willly patrzył jej prosto w oczy, jednak biorąc pod uwagę to, że całe życie się z nim wychowywała, nie robiło to na Olivii żadnego wrażenia. 
-Potrzebowałem chwili dla siebie. Nie chcę ciągle siedzieć z ludźmi. - powiedział po czym dodał po chwili zastanowienia. - myślę, że jesteś tu z takiego samego powodu. - Liv kiwnęła głową, po czym coś jej się przypomniało.
-Dostałam się do drużyny! - wykrzyknęła radośnie. 
-Brawo! - Willy jakby trochę oprzytomniał - To rozumiem, że od teraz będziemy ze sobą rywalizować! - zaśmiał się. 
-Pewnie, że tak! Ale Slytherin i tak wygra!. - nigdy, zanim poszła do Hogwartu, nie sądziła, że kiedykolwiek wypowie takie słowa i to z  takim entuzjazmem. Zawsze chciała być w Hufflepuff'ie podobnie, jak jej rodzeństwo. Tak na prawdę, dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że cieszy się z wyboru tiary. Przez te kilka tygodni zdążyła się przywiązać do ciemnych, ponurych lochów i ciepłej atmosfery, jaka tam panuje. Zerknęła ukradkiem na brata i zauważyła, że nie jest on tak promienny jak zwykle. 
-Coś się stało? - zapytała. Tym razem to ona patrzyła mu głęboko w oczy. 
-Nie, skąd... - odpowiedział Willy z odrobinę wymuszonym uśmiechem. - Odprowadzę Cię do dormitorium. - po czym wstał i ruszył schodami na dół. Zdezorientowana, ale również pełna podziwu dla pomysłu uniknięcia rozmowy poszła za Willlym. Droga minęła w milczeniu. 
-Czarna magia! - powiedziała donośnym, stanowczym tonem Liv, kiedy stanęła przed gołą, surową ścianą. Drzwi otworzyły się ze zwykłym dla nich trzaskiem a Olivię ogarnęła fala śmiechu. 
-Co się stało? - zapytała Hanny, która ledwo łapała oddech. - Dlaczego wszystkim tak wesoło? 
-Bo...  - powiedziała głośno Hann łapiąc się za brzuch, aby nabrać powietrza. -  Bo Simon zapytał się Nel, czy chce z nim być! - wybuchła głośnym rechotem. Olivia uśmiechnęła się, ale nadal nie wiedziała, co w tym takiego zabawnego. 
-A najlepsze jest to. - dodała po chwili roześmiana koleżanka  i znowu docisnęła swoją przeponę. - że ona się zgodziła. - Liv w końcu zrozumiała, dlaczego im tak wesoło i ryknęła głośnym śmiechem. 
-Gdzie ona jest? - zapytała po chwili, gdy już odrobinę się uspokoiła. 
-Siedzą sobie razem. - Hanna też już mniej więcej opanowała swoje emocje. - Gdzieś na błoniach. Ale że z Simonem....?! - znów wybuchła. Liv przypomniało się właśnie, jak jeszcze niedawno uważała Simona Hodge za najprzystojniejszego faceta na świecie. Oczywiście usprawiedliwiała się szybko tym, że nie miała pojęcia jaki ma charakter, ale mimo wszystko nadal zanosiła się głośnym śmiechem. 
-Nel! - krzyknęła Olivia, zobaczywszy w drzwiach obściskujących się Nel i Simona. Jednak ona zrobiła naburmuszoną minę i ruszyła w stronę swojej sypialni. Jak ona mogła chcieć być z kimś takim jak.... jak on?! Liv nie mieściło się to w głowie. 

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 9.


Ach ten quidditch...

Po długim, ale nie tak ciężkim tygodniu nadeszła sobota. Wszyscy ślizgoni byli bardzo podekscytowani dzisiejszymi sprawdzianami do drużyny. Olivia tak bardzo chciała grac jako obrońca, że nie ukrywała swojego podniecenia. Weszła  do Wielkiej Sali w bardzo radosnym nastroju, jak chyba jeszcze nigdy od początku roku. Nie była już tak skryta jak wcześniej. Hanna i Alexa powitały ja gorącym uśmiechem. Siadła na swoim stałym miejscu i zabrała się za jedzenie płatków.
-Sądzisz, że się dostaniesz? - zapytała po chwili Hanna.
-Mam nadzieję. Zawsze w domu grałam w quidditcha. - zawiesiła na chwilę głos - Jeśli w ogóle można nazwać to grą. Wybieraliśmy między sobą na jakiej pozycji chcemy być. - Hanna, która nigdy nie grała w ten sposób słuchała jej z zainteresowaniem. - To znaczy Willy mówił nam gdzie mamy grać i zawsze wychodziło, że on i Adrian byli ścigającymi a ja obrońcą i podawali sobie a ja broniłam. - Olivia patrząc na zdumiona minę Hanny, której nie mieściło się to w głowie dodała - Było całkiem fajnie.
Alexa wcale nie interesowała się ich rozmową o quidditchu. Raczej nie była dobra w tej grze. Jadła więc powoli swoje śniadanie, a kiedy Olivia skończyła opowiadać zapytała spokojnie:
-O której zaczyna się ten wasz sprawdzian?
- Za godzinę. - odpowiedziała wesoło Hanna, po czym dodała - przyjdziesz popatrzeć?
Alexa zmierzyła ją swoim spojrzeniem po czym powiedziała rezolutnym głosem:
-Muszę odrobić zadania domowe na eliksiry. - Hann wzruszyła ramionami i zaczęła zajadać się swoimi tostami. 
Słońce już wzeszło wysoko i oblało złotym blaskiem całą Wielką Salę, wlewając się przez okna jak zbyt dużo Felix Felicis. Wszystkie twarze przy stole ślizgonów były roześmiane, ale zarazem przejęte. 
-Idziesz? - zapytała po chwili Hanna, skończywszy śniadanie. 
-Tak. - Olivia chciała już jak najszybciej mieć to za sobą, ale czegoś cały czas jej brakowało. Skierowała wszystkie myśli na to, żeby poszukać owej zguby i oto znalazła...- Nel! - wykrzyknęła  - Wiedziałam, że kogoś jeszcze brakuje. Ona też chciałaby być w drużynie. 
Alexa i Hanna popatrzyły na nią dziwnie. Nie wiedziały, dlaczego tak się tym przejęła. 
-Zaraz się znajdzie. - powiedziała spokojnie Alexa. Wstały od stołu i ruszyły w kierunku dormitorium. Im bliżej były długiego korytarza, tym mniej promieni słonecznych oplatało ich włosy. W końcu zeszły na dół i stracili z oczu piękny słoneczny dzień. Cały tunel oświetlony był jedynie kilkoma pochodniami, co dawało efekt tajemniczości i surowości. Weszły szybko do pokoju wspólnego i rozejrzały się. 
-Gdzie ona jest? - zapytała Olivia tym razem z większym zniecierpliwieniem. - Dobra... Idziemy na boisko. Jak jej zależy, to sama do nas dołączy.
-Idziesz z nami Alexa- Hanna z nadzieją, że zmieniła zdanie zapytała ją raz jeszcze.
-Nie - odpowiedziała konsekwentnie trzymając się swojego zdania Alexa, więc zostawiwszy ją wyszły i znowu kroczyły długim, ciemnym korytarzem. Przeszły po stromych, krętych schodach i znowu ta znajoma fala słońca całe je oblała. Skierowały się ku drzwiom wyjściowym i po chwili były już na błoniach. 
-Czekajcie! - z tyłu dobiegł ich odrobinę zdyszany głos. Odwróciły się i dostrzegły Nel, biegnącą ku nim z wystawioną ręką. 
-Gdzie byłaś? - Olivia zapytała dość pretensjonalnie bez zbędnych powitań. 
-Ja...-zawiesiła na chwilę głos. - Ja byłam z Simonem. - policzki oblały jej się różowym rumieńcem. 
-Z SIMONEM? - zapytała z niedowierzaniem Hanna - Naszym Simonem? - powtórzyła raz jeszcze.  Nel kiwnęła tylko potakująco głową. A obie jej koleżanki wybuchły głośnym śmiechem.
Olivii nie mieściło się w głowie, jak ktoś tak zabawny, jak Nel, mógł polecieć na kogoś tak irytującego i denerwującego, jak Simon. Prawda, kiedyś jej się podobał, ale wtedy go nie znała, nie wiedziała jaki jest, zwracała uwagę tylko na wygląd zewnętrzny i nie liczyła się z tym, co miał w środku. 
Po pięciu minutach doszły do  szatni. Był to niewielki drewniany  "domek" z dwoma małymi okienkami. W środku, na każdej ścianie widniało wiele haczyków, na każdym zawieszony jeden strój do quidditcha w barwach Slytherinu, z numerkiem gracza. Po prawej stronie widniały małe drzwi, które jak później się okazało kryły za sobą magazynek, gdzie znajdowały się wszystkie kije, piłki i inne potrzebne sprzęty. 
-Musimy ubrać szaty - powiedziała Hanna patrząc na zakłopotane miny Nel i Olivii. 
-Przecież jeszcze nie jesteśmy w drużynie. - odparła Liv. 
-To nic - wytłumaczyła szybko Hanna - stroje na sprawdzianie musi mieć każdy niezależnie od pozycji, funkcji i  tego, czy był wcześniej w drużynie. Przyszłyśmy odrobinę wcześniej, żeby zająć te najlepsze. 
Na twarzach dziewczyn pojawiły się uśmiechy znaczące, że już rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi. Olivia rozglądnęła się wokoło i dorwała mało zniszczoną szatę z wielkim numerem 6. Reprezentacyjnie skierowała się w stronę koleżanek. 
-Może być? - zapytała z lekką niepewnością. 
-Świetnie - wykrzyknęła Hanna nie dając dojść do głosu Nel. Wstała i poprawiła jej coś z tyłu - teraz Idealnie. - dodała teatralnym głosem i usiadła z powrotem  na swoje miejsce.Po chwili, gdy wszystkie trzy były już ubrane, do szatni zaczęło się schodzić o wiele więcej ślizgonów. Poznała wśród nich między innymi Amy Li i Alex'a Cathville'a - nowo mianowanego kapitana ich drużyny. Był to dość niski chłopak z burzą puszystych blond włosów i niemal czarnymi oczami. Wszedłszy do szatni chwycił pierwszą lepszą szatę i z zadziwiającą szybkością założył ja na siebie. Przełożywszy ją przez głowę, szybko zmierzwił wszystkie piórka na głowie, aby przypadkiem mu nie oklapły i nadal miały swój artystyczny nieład.Spojrzał po chwili na zegarek, po czym powiedział łagodnym tenorem. 
-Moi drodzy, idziemy po miotły i raz raz na boisko. - dało się usłyszeć w tym krótkim zdaniu tyle optymizmu i dobrej energii, ile Olivia nie zauważyła w sobie przez całe życie. Przepchała się przez zgraję ślizgonów do schowka i złapała pierwszą miotłę, jaka wpadła w jej rękę, po czym wyszła razem z innymi na zewnątrz. 
Boisko było ogromne. Wielkie trybuny ułożone w owal ogradzały całe pole do gry od rozciągających się nie wiadomo jak daleko błoni. Podeszli na sam środek i ustawili zwartą grupą przed kapitanem.
-Witajcie na pierwszym spotkaniu naszej drużyny. - przemówił tym samym, ciepłym głosem. - Chciałbym sprawdzić co potraficie, także stańcie teraz pozycjami na jakich chcecie grać, abym wiedział, za co mam się zabrać. Olivia rozejrzała się i podeszła do wielkiego chłopaka, który stał na prawo od niej. 
-Hej. - powiedziała niepewnie - czy ty chcesz być obrońcą? - siliła się, żeby jej głos brzmiał bardzo ambitnie, bo wyszukane słowa i taki ton robią zazwyczaj lepsze wrażenie. 
-Ta. - odpowiedział je od niechcenia chłopak i przełożywszy miotłę na drugie ramie podał jej rękę - Rudolph  Pritchard.
-Olivia Pringle -  przemówiła tym samym rezolutnym tonem i uścisnęła mu dłoń. 
-Doskonale! - wykrzyknął wesoło Alex. - Mamy dwóch chętnych szukających i dwóch kandydatów na obrońców. Niestety jest odrobinę za dużo pałkarzy i ścigających. No więc dobrze. Zacznijmy od tego, że wszyscy, którzy chcieli by być na tych dwóch pozycjach wsiądą na miotły i przelecą się od jednego, do drugiego końca boiska. 
Liv patrzyła współczująco na niektórych znajomych ze swojego rocznika, którzy po pierwszej lekcji latania, mimo szczerych chęci nie potrafili zbyt wiele, więc chwiejąc się na wszystkie strony, powoli lecieli przed siebie. W pewnym momencie skierowała wzrok na Hannę i Nel, które z dużym luzem leciały blisko siebie trzymając się jednego wyznaczonego szlaku. 
-Wracajcie! - krzyknął kapitan widząc, że wszyscy w miarę możliwości pokazali już na co ich stać. - Ty, ty i ty. - wskazał palcem na trzech chłopaków z pierwszej klasy. - Nie umiecie jeszcze dobrze latać, więc przykro mi, ale przyjdźcie za rok i wtedy coś pomyślimy. - uśmiechnął się do nich promiennie, ale oni z naburmuszonymi minami odeszli w stronę szatni, a Alex przemówił ponownie. - Pałkarzom poszło lepiej, ale musimy wybrać tylko cztery osoby. Hmmm. - zamyślił się utkwiwszy wzrok w grupce ludzi z kijami w rekach. Pokazał palcem na jedną dziewczynę i zapytał - Vicki Diggle? - kiwnęła potakująco głową. - Jesteś co prawda w drugiej klasie, ale niestety będę musiał cię pożegnać. - zawiedziona Vicki zarzuciła włosami i odeszła szybko od reszty ślizgonów. - Fantastycznie! Teraz mamy już dwie drużyny. Mam nadzieję, że zasady są wszystkim dobrze znane, bo zagramy sobie malutki meczyk. Podzielę was na dwie drużyny, a sam będę obserwował waszą grę i na końcu wybiorę stały skład. 
Olivia  nie była w drużynie ani z Hanną, ani z Nel. Miała za to Amy, która starała się o pozycję szukającego. 
-Gracze na miotły! - rozległa się komenda i wszyscy oderwali się od ziemi. Liv nigdy przedtem nie grała na tak dużym boisku, ale za to była pewna, że jeśli chodzi o quidditcha, ma to we krwi. 
Kafel ruszył do góry i ścigający natychmiast rzucili się na niego. Pierwsza złapała oczywiście Hanna, która zaraz podała go jakiemuś dużemu ślizgonowi z jej drużyny. Teraz wielki napastnik pędził z "powgniataną" piłką w stronę trzech pętli, których broniła Olivia. Pochyliła się odrobinę nad trzonkiem miotły i nie spuszczała z oczu piłki. Ślizgon oddał strzał, ale Liv w pięknym stylu go obroniła. 
Mecz skończył się po niecałej godzinie. Zmęczeni gracze wrócili z powrotem na ziemię aby usłyszeć, czy są na tyle nieźli, aby stanowić nowy skład drużny. 
-Całkiem nieźle. - powiedział Alex, który wylądował ostatni. - Ale niestety muszę wybrać najlepszych i mam już swoich faworytów. 
Początkowo silny i wielki Rudolph Prithard okazał się po prostu kimś, kto nie umie ani trochę grać. Olivia była zatem pewna, że dostała się do drużyny. Czekała tylko co z resztą. 
-Skład przedstawia się następująco: Jako szukający grać będzie Amy Li , która pierwsza złapała znicza. Obrońcą zostaje Olivia Pringle. - popatrzył na nią i lekko się uśmiechnął. - Sprawa najtrudniejsza, czyli pałkarze. Do drużyny wchodzą Alfie Shelly i Joe Grant.- Olivia szybko spojrzała w stronę Nel, której twarz trochę pobladła. - Ścigający w tym roku to: Hanna Riddle, Toby Combes i Alex Cathville, czyli ja. - zaśmiał się po cichu. - Reszta oczywiście znajduje się na liście jako skład drugi, czyli rezerwa. Ogłoszenie o pierwszym treningu znajdziecie na tablicy ogłoszeń w naszym dormitorium, a póki co dziękuję za przybycie i miłego dnia. 
Rozległ się gromki aplauz i zgraja zielonych szat ruszyła w stronę szatni. 
-Nel będzie dobrze.-pocieszała ją Olivia w drodze do dormitorium. 
-Pałkarze najczęściej się zmieniają, bo któryś w końcu dostaje tłuczkiem i dalej nie może grać. - Hanna też próbowała coś zdziałać, ale Nel miała nachmurzona twarz i była w nie najlepszym nastroju. Bardzo zależało jej, aby dostać się do drużyny.
Przeszedłszy przez długi korytarz weszły do ciemnego dormitorium. Było w nim więcej osób niż zwykle a wszyscy świętowali wybranie nowej drużyny. Wszystko działo się tak szybko, że Liv prawie nie zauważyła, iż Nel zaraz po wejściu pobiegła do siedzącego na kanapie Simona i zaczęła się z nim przytulać. 
-Chodź do góry powiemy Alexie. - zaproponowała Hanna, wiedząc, że jej przyjaciółka na pewno nie siedzi w pokoju wspólnym razem z innymi. 

sobota, 13 kwietnia 2013

Alex Cathville

Alex Cathville
chłopak, 16 lat

Nowo mianowany kapitan drużyny quidditcha w slytherinie. Mimo dość niskiego wzrostu całkiem dobrze radzi sobie na boisku. Jego oczy są tak ciemne, że prawie nie da się w nich wyróżnić źrenic. Odrobinę dłuższe, blond włosy i spadająca na jedną stronę, puszysta grzywka, nie przeszkadzają mu w świetnej grze. Jako kapitan jest raczej cierpliwy i sprytny. Jego optymizm udziela się całej drużynie przed każdym meczem.  W czasie, gdy nie jest na boisku, ludzie mówią o nim,  że jest nieco nawiedzony. Ma różne dziwne olśnienia. Krążyła plotka o tym, że posiada dar jasnowidzenia, lecz szybko się zatarła po kilku nieudanych próbach przepowiadania przyszłości.
Pokrewieństwo:
Oboje rodzice Alex'a, choć  nie znani z imienia, są pracownikami Ministerstwa Magii. Nie posiada żadnego rodzeństwa, choć czasami bardzo chciałby mieć chociaż denerwującego brata. 

Christian Fyed

Christian Fyed
mężczyzna, 41 lat

Dość młody nauczyciel latania, przed którego niebieskimi oczyma przewinęło się już kilka pokoleń uczniów. Swoją karierę w Hogwarcie zaczął w całkiem wczesnym wieku. Od początku ubierał się raczej na czarno, więc szaty współgrały znakomicie z jego ciemnymi, krótkimi włosami. Wysoki profesor z odrobinę kwadratową szczęką.... Czy można chcieć czegoś więcej? Jednak charakter ma troszkę niejednolity. Jest często zarozumiały i uważa, że wszytko wie najlepiej, co oczywiście denerwuje wiele osób, ale z drugiej strony ma doskonałe podejście do uczniów, a większość z nich uważa prof Fyed'a za swój autorytet, z czego osobiście jest bardzo zadowolony.
Pokrewieństwo:
Zamiłowanie do latania i gry w quidditcha na pewno odziedziczył po ojcu - Marc'u Fyedzie, który swego czasu był bardzo znanym ścigającym.  Matka natomiast - Felicia Fyed (Winslet ) - to zwyczajna, kochająca  swoje dzieci 'kura domowa'. Christian ma również trójkę starszego rodzeństwa. Wszyscy pozakładali jednak rodziny i nie widują się ze sobą dość często. 

________________________________________________________________________
Opis ze specjalną dedykacja dla Chris'a, aby zachęcić go do czytania ;*

Faye Morgan

Faye Morgan
dziewczyna, 14 lat

Faye, idąc szkolnym korytarzem, zawsze potrafi zwrócić na siebie uwagę. Puszczone blond włosy falują lekko niczym piórka, a małe, szare oczka, usadowione całkiem blisko zgrabnego noska, zdają się penetrować umysł każdego, kto się do niej zbliży. Zarozumiała, pyszna puchonka, często podlizująca się nauczycielom. Ubiera się raczej wyzywająco, twierdząc, że krótkie spódniczki, trampki i dopasowane T-shirty podkreślają jej figurę. Zawsze potrafi wybrnąć z niekomfortowej sytuacji dzięki większym i mniejszym kłamstewkom. Jej zdecydowanie ulubionym zajęciem, jest dręczenie i naśmiewanie się z uczniów innych domów. 
Pokrewieństwo:
Mama - Anastazja Morgan (Jolinesse) pochodzi z bardzo bogatej rodziny czarodziejów 'czystej krwi'. Pracuje razem z jej ojcem - Orionem Morgan - w Ministerstwie Magii. Faye ma także młodszego brata Alex'a, z którym uwielbia się kłócić. 

Daria Redbird

Daria Redbird
kobieta, 56 lat

Ambitna, pewna siebie czarownica, której bystre, piwne oczy chowają się za dużymi okularami w czerwonych oprawkach. Dla większości pierwszoroczniaków wydaje się być bardzo wymagająca, lecz szybko przekonują się, że to tylko pozory. Bardzo łatwo zdobyć u niej dobrą ocenę, a rodzice wielu uczniów sympatycznie wspominają jej wykłady z obrony przed czarną magią. Często ubiera się w krwistoczerwone szaty, a blada twarz komponuje się idealnie z niedbale upiętymi, wyblakłymi, brązowymi włosami. 
Pokrewieństwo:
Rodzina prof. Redbird nie jest do końca znana. Nie miała rodzeństwa, a jej rodzice byli mugolami. Jedyną pewną informacją jest to, że posiada ropuchę imieniem Lucyna, do której jest bardzo przywiązana.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 8.

Niecodzienne spotkanie

-Mi też opowiesz? - Simon niczym dziesięciolatek prosił Olivię, żeby opowiedziała mu całą historię. Nie mogła nawet spokojnie wejść do sypialni, bo cały czas za nią łaził. 
-Nie Simon. To długa opowieść, a ja jestem zmęczona. Kiedyś ci może opowiem. - w końcu straciła cierpliwość i poszła razem z Nel do sypialni. Rzuciła się na miękkie łóżko i zamknęła oczy, próbując się choć trochę odprężyć. 
Nadeszła sobota. Wesoły świergot ptaków obudził Olivię około siódmej trzydzieści. Podobnie jak pierwszego dnia, w pokoju była sama. Tym razem, nie czekając ani chwili, ubrała na siebie przylegające, jasne jeansy, czarny T-shirt i poszła do Wielkiej Sali. Ku jej uciesze nie było nikogo w pokoju wspólnym, więc nikt nie dręczył jej głupimi pytaniami. Przeszła przez mosiężne drzwi i ruszyła długim korytarzem na śniadanie. 
-Hej! - rzuciła krótko siadając obok Nel. - Czy tylko ja tak długo śpię? 
-Tak. - Odpowiedziała z uśmiechem Hanna, choć miało to być pytanie retoryczne. - Uważaj, żeby Simon tu nie przyszedł.  - Olivia zrobiła znudzoną minę. Nie wiedziała, jak on mógł się jej podobać. Był niczym małe dziecko pytające wszystkich o wszystko i chcące "tak bardzo poznać świat". Drażniło ją to zachowanie. 
Po śniadaniu wszystkie cztery ruszyły w kierunku dormitorium. 
-Dlaczego mamy siedzieć całą sobotę w pokoju wspólnym? - zapytała najwyraźniej niezadowolona Nel - Przecież na dworze jest całkiem ładnie. 
-Popieram ją! - Olivia chwytała się każdej opcji, byleby tylko nie siedzieć w tym ponurym miejscu i nie natknąć się na pana Hodge. 
-No dobra niech wam będzie, ale co chcecie tam robić? - Hanna przyjęła propozycję, ale nie wiedziała, w czym siedzenie na błoniach jest lepsze od pokoju wspólnego. 
-Nie wiem - Liv zastanawiała się przez chwilę - Może po prostu posiedzimy pod drzewem jak wczoraj. 
-Może zagram wam coś na gitarze? - Nel powiedziała to jakby od niechcenia, ale zaraz rozległy się podniecone głosy aprobujące jej pomysł. Wyszły na dwór i ruszyły ku wielkiemu drzewu. 
Tafla jeziora była tak gładka, że wyglądała jak pokryta niewidzialnym lodem, na którym tańczyły wiosenne promienie słońca. Olivia zobaczyła jak jakiś chłopak mach do nich zamaszyście. Nie znała go jeszcze. Hanna i Alexa też mu machały. 
-Kto to jest? -zapytała z ciekawością.
-To Greg Heffley z Hufflepuff'u. Chodzi z nami do klasy. Straszny kobieciarz. - uśmiechnęła się szeroko, podczas, gdy młody puchon posłał im całuska. 
-Żałosne. - żachnęła się Alexa, która jak do tej pory jakoś mało się odzywała. 
Reszta weekendu minęła na siedzeniu w dormitorium, lub beztroskim wylegiwaniu się na błoniach. Nadszedł znowu poniedziałek. Olivia doczekała się swojej pierwszej pracy domowej z eliksirów. 
-To jednak nie jest takie fajne. - rzuciła z rozgoryczeniem do Nel, w drodze na obronę przed czarną magią. 
-Ale przecież tak bardzo chciałaś dostać zadanie. - powiedziała z sarkazmem w głosie. Już wiedziały, gdzie mają poszczególne lekcje, więc nie gubiły się jak kiedyś. Weszły do ciemnej klasy, na której końcu były półokrągłe schodki prowadzące na mały balkonik, skąd drzwiami można było przejść do pokoju profesor Redbird. Olivia zajęła miejsce obok Amy Li. To z nią siedziała na tej lekcji.
Temat spodobał się Olivii. Podczas pisania notatki zauważyła, że w ostatniej ławce siedzi inteligentnie wyglądający młody puchon. Uśmiechnęła się do niego. Teraz i on patrzył na nią pięknymi brązowymi oczami.  
-Auu... - Amy szturchnęła  Olivię i dała znak głową, że profesor Redbird ją obserwuje. Liv spojrzała na nią niepewnie i skierowała wzrok w stronę swojego pergaminu, jak gdyby nic się nie stało. Lekcja na szczęście szybko się skończyła i wszyscy pierwszoroczniacy pośpieszyli na transmutację. Nie był to dla nikogo przyjemny przedmiot, ale trzeba było go jakoś zaliczyć na późniejszych sumach.
Do klasy wszedł niski czarodziej z burzą włosów na głowie. Miał za to skromną, błękitną szatę. 
-Panie profesorze! – powiedziała szybko Olivia, ponieważ właśnie zdała sobie z czegoś sprawę. – Mogę na chwilę iść do dormitorium? – Prof. Green spojrzał na nią pytająco – Zapomniałam podręcznika. – sprostowała szybko swoją wypowiedź.
-Dobrze, ale zaraz wracaj. – uśmiechnęła się dziękczynnie i wybiegła jak poparzona z klasy. Pędząc schodami w dół szata zaczęła się jej niewiarygodnie mocno podwijać, więc zwolniła kroku. Przechodząc obok jakiegoś gobelinu usłyszała głos dobiegający jakby z oddali. Nie bardzo wiedziała, co znaczą wykrzykiwane słowa, ale zaciekawiona zatrzymała się na chwilę i skierowała wzrok w stronę, z której dochodził dany hałas.
-WNUCZKA POTTERA! BĘDZIE MIAŁA WZGLĘDY! WNUCZKA POTTERA! BĘDZIE MIAŁA WZGLĘDY! WNU… -  Olivia ujrzała przed sobą coś, co mimo swojego przejrzystego ciała bardziej przypominało małego człowieczka, niż prawdziwego ducha.
-HAHAHAHAH – zaśmiał się po chwili, zorientowawszy się z kim ma do czynienia, po czym zaczął wykrzykiwać jeszcze głośniej – WNUCZKA POTTERA! BĘDZIE MIAŁA WZGLĘDY! WNUCZ…
-Przestań – powiedziała lekko zdenerwowana Olivia. – Ty jesteś Irytek, tak? – ale ona nadal kontynuował swoje wykrzykiwania. –Ah… - Liv parsknęła, pokręciła głową i całkowicie ignorując ludka zaszła na dół.
 W dormitorium było całkiem pusto. Zielono-czarne ściany odbijały światło świec, palących się pod szarym sufitem. Cisza była tak błoga, że  każdy normalny człowiek, mógłby tu zostać na zawsze. W sypialni również nikogo nie było. Mimo szczerych chęci Olivia tylko chwyciła szybko podręcznik do transmutacji i biegiem ruszyła ku klasie. Starała się nie zatrzymywać po drodze, aby przypadkiem nie natknąć się na małe szkaradztwo latające po korytarzach. Weszła cicho do sali i nic nie mówiąc zajęła miejsce obok Nel. Prof. Marcin Green nie był tego dnia w dobrym humorze i zadał im prace domową, w której musieli opisać co najmniej 10 różdżek znanych czarodziejów i czarownic zgodnie z poznanymi na lekcji parametrami. Nie było w tym nic aż tak trudnego, ale mimo wszystko nikomu nie chciało się tego robić. Po skończonych zajęciach wszyscy wyszli szybko z klasy.
-Dlaczego tak długo cię nie było? – zapytała zdziwiona Nel w drodze do dormitorium i Olivia opowiedziała jej o przypadkowym spotkaniu z Irytkiem.
-Hahaha! Nieźle. – roztrzepana Nel chyba nie rozumiała, jak bardzo jest denerwujące starcie z tym… czymś!
-Zakazany Las! – powiedziała głośno Liv, kiedy doszły do pustej ściany w lochach. W ułamku sekundy pojawiły się przed nimi znajome wielkie drzwi i otworzyły się z głośnym trzaskiem.  Weszły do pokoju wspólnego.
-Co tam tyle ludzi? – zapytała Olivia, widząc grupkę ludzi w czarno-zielonych szatach zebraną pod ścianą.
-Chyba pojawiło się coś nowego na tablicy z ogłoszeniami. – Nel wyraźnie zaciekawiona podeszła do reszty śliz gonów. Wzniosła się na palce i oznajmiła Olivii, która była od niej nieco niższa i miała większy problem z dojrzeniem informacji – Będą nabory do drużyny quidditcha!
-Co? Kiedy? -  Liv sprawiała wrażenie bardzo zaciekawionej.
-Chodź zobacz. – zaczęła przeciskać się w miarę możliwości do przodu rozpychając zgromadzenie rękami. W końcu zobaczyła ozdobne ogłoszenie.



Nabór do drużyny Quidditcha



Mimo mi poinformować, że w tym roku obejmę posadę Kapitana Drużyny Quidditcha. W związku z tym, iż czas nas goni, a pierwszy mecz ligi nieubłaganie się zbliża, ogłaszam NABÓR DO DRUŻYNY! Odbędzie się on w najbliższą sobotę na szklonym boisku. Serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych.
Z poważaniem
Kapitan Drużyny Quidditcha
Alex Cathville


-Zgłaszasz się? – zapytała wesoło Nel, gdy Olivia skończyła czytać.
-Pewnie! – odpowiedziała nie ukrywając entuzjazmu. –A ty?
-Oczywiście, że tak! – szczerze myślała, że powie nie. Większość pierwszoroczniaków nie umiało dobrze latać na miotłach, ale grzebiąc w pamięci , przypomniała sobie, że Nel nawet nieźle szło na lekcji latania, więc zrobiła po prostu wesołą minę i usiadła na czarnej, skórzanej kanapie.
-Mam nadzieję, że się dostanę. Zawsze chciałam być obrońcą! – Liv wiedziała, że jest w tym dobra. Zawsze, gdy grała ze swoimi braćmi na prowizorycznym boisku za swoim domem, szło jej całkiem nieźle.
-Ja bym wolała zostać pałkarzem. – Olivia zaśmiała się głośno i nie ukrywając zdziwienia zapytała.
-A do tego nie lepiej wziąć kogoś silniejszego?
-Nie koniecznie! – odpowiedziała wesoło Hanna, która w tym momencie usiadła na fotelu obok nich. – W tamtym roku pałkarzem była Katrin Carax. Co prawda ona właśnie zdawała ostatnia klasę i miała trochę inna posturę niż ty Nel, ale mimo wszystko to dziewczyna i radziła sobie całkiem dobrze, wręcz świetnie. – Olivia nigdy o niej nie słyszała, ale na jej twarzy malowało się uznanie. –Tez bym chciała być w drużynie! – dodała po chwili Hanna z wielkim rozmarzeniem. – Już wyobrażam sobie siebie lecąca z kaflem w reku i strzelającą gola drużynie Hufflepuffu. To by było coś.
-Dlaczego akurat im? – zapytała zdziwiona Olivia.
-Bo tam obrońcą jest twój brat, a on naprawdę dobrze gra! – Hanna zrobiła poważną minę. Tez chciałaby odnieść taki sukces jak Willy Pringle.   –  I co z waszymi pierwszymi pracami domowymi kotki? Odrobione? – Liv nienawidziła jak tak na nie mówiły. Hanna była super, ale nieraz straszniej denerwowała swoimi luźnymi gadkami. Zrobiła więc rozgniewana minę jakby czując, co teraz zrobi jej koleżanka.  – No Liv…! Przestań! – i klepnęła ja po plecach tak samo jak zawsze. 
Po chwili rozmowa zeszła na całkiem inny tor.  Rozprawiali o nauczycielach i lekcjach. Niestety dość często był to jedyny temat, na który mięli coś do powiedzenia.
-Co robiłyście w wakacje? – spytała ni stąd ni z owąd Olivia, która czuła się zmęczona rozmową o skuteczności nauczania profesor Redbird. Wszystkie oczy zwróciły się na nią.
-Ja byłam w domu. – odpowiedziała Nel po chwili namysłu. – A że mieszkam mniej więcej w samym centrum Londynu jedyne co mogłam robić to spotykać się z moja najlepszą przyjaciółką.
-Też jest czarownicą? – zapytała z podnieceniem Hanna.
-Nie. Pochodzi z mugolskiej rodziny, ale można z nią robić na prawdę fajne rzeczy. – patrzyły na nią takim wzrokiem, jakby delikatnie dawały jej znak, aby kontynuowała. – Na przykład założyłyśmy bloga z naszymi zdjęciami. W Internecie. – Hanna, w odróżnieniu  od Olivii chyba nie za bardzo wiedziała co to jest. – Spokojnie Hanna też nie wiedziałam do czego służy Internet, ale się dowiedziałam, że mugole mają takie przenośne, rozkładane urządzenie, na które mówią laptop.  A  za jego pomocą wchodzą do Internetu.  Tam można zrobić właściwie wszystko! – Przejęcie na twarzy Hanny było widoczne bardziej dokładnie niż kiedykolwiek. – Tam nawet zdjęcia się ruszają!
-Ale za to w mugolskich gazetach nadal nie! – powiedziała trochę kpiącym tonem Olivia. – w tym chyba zawsze będziemy od nich lepsi! – i cała trójka wybuchła donośnym śmiechem tak, że głowy paru osób będących teraz w salonie odwróciły się w ich stronę.
-Nie sądzicie, że musimy już iść na kolację? – zapytała Hanna próbując złapać oddech.  Nel i Olivia kiwnęły potakująco głowami i razem ruszyły w stronę Wielkiej Sali.
Liv zapomniała, że na dworze nadal jest jasno. Siedząc w ciemnych lochach nie da się togo jakkolwiek określić.  Nie było widać słońca, ale błękitne niebo pokrywały różnokształtne obłoczki. Przeszły przez próg i od razu spostrzegły, że na skraju ślizgońskiego stołu, blisko nauczycieli siedzi Simon.  Był bardzo pochłonięty rozmową z Amy, więc szansa na to, że ich nie zobaczy była spora. Nie zwracając na siebie uwagi usiadły i udawały, że zajadają się swoim kremem brokułowym i grzankami. Olivia odwróciła się do tyłu, by spojrzeć na sąsiadujący z nimi stół Hufflepuffu. Miała nadzieję, że zobaczy tam tego przystojnego puchona, którego widziała już na lekcji, ale jego tam nie było.
-Simon już odpadł? – zapytała Alexa, która nie wiadomo od kiedy siedziała naprzeciw.  Liv zrobiła się tylko lekko czerwona.
-Tak! W końcu. – powiedziała zadowolona Nel, która odczytała ze wzroku Olivii co chciała powiedzieć.  Hanna zakrztusiła się.
-Nel! – krzyknęła – Czy tobie naprawdę podoba się… - zawiesiła głos, jakby to imię nie mogło przejść jej przez gardło. – Simon? – dodała już o wiele ciszej jakby z  lekka odrazą.  Tym razem to nie Liv zrobiła się cała czerwona. Nel uśmiechnęła się i z rozmarzeniem spojrzała w stronę siedzącego na przeciwnym końcu stołu chłopaka z długimi, kręconymi włosami związanymi w niedbały kucyk.
-Pewnie będzie ci kiedyś wygrywał ballady na fortepianie. – powiedziała z rozbawieniem Alexa.  Olivii zdawało się, że jest ona od pewnego czasu jakaś nieobecna.  Może to rezultat tego, że zamiast oddawać się życiu towarzyskiemu wolała się uczyć już od samego początku, ale nie miała odwagi aby o to zapytać. Tak czy inaczej wszyscy ryknęli śmiechem.
-Koniec tego dobrego! – powiedziała Hanna i podniosła się – Wracamy? – Brzmiało to bardziej jak rozkaz aniżeli pytanie.  Olivia, Nel i Alexa wstały leniwie i ruszyły w stronę dormitorium.
-Dlaczego wszyscy ślizgoni tak się gnieżdżą w pokoju wspólnym, a nie posiedzą trochę w Wielkiej Sali? – zapytała Liv widząc, jak uczniowie innych domów śmieją się wesoło przy swoich stołach i nikomu nie śpieszy się stamtąd wychodzić.   
-Tak jakoś wyszło. – powiedziała Hanna w sumie nie wiedząc dlaczego. – Ale co tutaj właściwie mamy robić. – dodała jeszcze po chwili namysłu. Pytanie było retoryczne i  przez całą drogę nikt już się nie odezwał. 



sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 7.

Najbardziej przejmująca opowieść.

 Tydzień mijał bardzo szybko, głównie na poznawaniu nowych kolegów, nauczycieli i uczenie się jak dotąd nie znanych przedmiotów. Mimo, że większość godzin była lekcjami organizacyjnymi, to nie można było narzekać. Żadna osoba nie załapała jeszcze pracy domowej, choć w głębi duszy Olivia bardzo chciał się dowiedzieć, czy jest to naprawdę aż takie złe jak opisywali jej bracia. W każdym razie czekała ją jeszcze jedna lekcja, jakiej nie miała, i jeszcze jedna nauczycielka, której nie znała.  Historia magii.  Przez ten czas, kiedy nie miała zajęć, Hanna i Alexa oprowadzały ją po szkole, więc zdążyła poznać drogę do tej sali.  W piątek, zaraz po  zielarstwie, udały się z Nel na drugie piętro, gdzie w dość oddalonym korytarzu znajdowała się klasa historii magii.
-Podobno to jest okropne! – powiedziała Nel poprawiając torbę na ramieniu, gdy przechodziły obok trochę zardzewiałej  zbroi.
-Ale co jest takie okropne? – zdziwiła się Olivia nie bardzo wiedząc o czym mówi, ponieważ jeszcze przed chwilą gawędziły o ulubionych zespołach.
-No przecież Historia Magii! – wydawało się, że jest jeszcze bardziej roztrzepana niż zwykle.  – Wszyscy twierdzą, że jest strasznie, chociaż babka całkiem niezła. Nie wiem co myśleć.  Pewnie będzie nudno. A może… - głos jej się na chwilę zawiesił i wyglądało na to, że po raz pierwszy myśli zanim coś powie – Może będziemy się uczyć o I Bitwie o Hogwart?
Olivia znała całą historie bardzo dobrze. Modliła się w duchu, żeby tylko nie przerabiali takiego tematu. Na pewno wtedy wszyscy dowiedzieli by się, że ona jest wnuczką tego „wybrańca”, a przecież to stare dzieje.  Chociaż patrząc z drugiej strony, jeżeli ta profesor jest rzeczywiście taka OK. to pewnie by tego nie wygadała. Nie wiedziała w końcu czego może się spodziewać. Zewsząd dochodziłyby pewnie szepty za jej plecami, że łatwo dostaje wybitne, że ma względy u wszystkich nauczycieli, bo przecież jest najbliższą rodzina legendy tej szkoły. Reszta drogi minęła raczej w milczeniu. Kiedy weszły do klasy razem z innymi uczniami zobaczyli, że niczym nie różni się od klasy transmutacji, która jednak nie zrobiła na nich zbyt dużego wrażenia jako przedmiot. Podwójne ławki ustawione jedna za drugą, na środku centralnej ściany wisiała wielka tablica, a w rogu stało mosiężne biurko. Z każdej strony zerkały na nich książki ustawione równo na zakurzonych półkach. Olivia i Nel usiadły razem w drugiej ławce. Zawsze tak robiły, ponieważ nie wyszły wtedy na zbytnio ani na zbyt mało zainteresowane lekcja. Było to raczej miejsce odpowiednie lub jak to nazwały – złoty środek.
Liv rozpakowała swoje rzeczy i ułożyła równo na ławce.  Po czym zwróciła się do Nel:
-Już mi się tu nie podoba. – w jej głosie słychać było nutę zawiedzenia. Czuła, że będzie to nudny przedmiot i na pewno dzisiaj nie dowie się jak to jest mieć prace domową.
-Mi tez. – szepnęła Nel, bo już kroczyła ku nim niska, starsza czarownica. Wyglądała na niezbyt ogarniętą i mało kompetentną, ale szła pewnie tak, jakby wiedziała dokładnie czego chce. Stanęła na środku sali i powitała ich serdecznie. Po nużącym wykładzie na temat systemu pracy i oceniania, które wszyscy już doskonale znali, musiała dowiedzieć się, czy ktoś ma jakieś pytania. Oczywiście na żadnym przedmiocie nikt jakoś się nie wyrywał, żeby o coś spytać, ale teraz, ku zdziwieniu Olivii prawie całe klasa poderwała ręce do góry.  
-Amy Li! – powiedziała stanowczo profesor Colluci wskazując ręką na dziewczynę, która siedziała w pierwszej ławce bocznego rzędu. Olivia znała ją już z innych przedmiotów, a poza tym, była z nią w pokoju. To ona spała pierwszego dnia w dormitorium, kiedy wychodziła na śniadanie. Wszystkie głowy zwróciły się teraz na nią, a Amy zaczęła mówić:
-Myślę, że ten przedmiot na pewno wszystkich zaciekawi, ale czy będziemy uczyć się o Bitwie o Hogwart. – wszystkie trzymane w górze ręce opadły, jakby każdy chciał zadać to samo pytanie.
-No cóż – tym razem każdy świdrował wzrokiem nauczycielkę – Niestety pierwsza klasa nie obejmuje tego materiału – powiedziała z przykrością i spojrzała na Olivię. – Ale jeżeli chcecie dowiedzieć się co miało wtedy miejsce najlepiej, jeśli spytacie zaufanego źródła, które siedzi w drugiej ławce. – Uśmiechnęła się i wskazała ręką w stronę Olivii, która lekko się zaczerwieniła. Wiedziała, że kiedyś będzie musiało do tego dojść, ale żeby tak od razu w pierwszym tygodniu szkoły? Willy i Adrian jakoś zdołali zachować tajemnicę przez tyle lat, aż tu nagle przychodzi ona i wszystko się psuje.
-Nie rozumiem. – odezwał się jakiś głos na końcu klasy. Jeszcze tego brakowało. – Dlaczego Liv miałby o wszystkim wiedzieć? –teraz nawet Nel patrzyła na nią ze zdziwieniem.
-Otóż… Nie każdy ma przyjemność być w klasie z wnuczką sławnego Harry’ego Potter’a.
W klasie rozległy się jęki podniecenia. Olivia uśmiechnęła się i schowała głowę w  rękach. To wszystko nie tak. Nikt nie miał się dowiedzieć. Ona wcale nie potrzebuje sławy i tego wszystkiego co miał jej dziadek. Chce po prostu dobrze się uczyć i mieć przyjaciół to wszystko… Dobrze, że nie ma jeszcze jakiegoś tajemniczego znamienia jak on, bo wtedy już kompletnie byłaby skończona. Te miliony spojrzeń penetrujące jeden jedyny punkt na jej ciele. To musiałoby być paskudne uczucie.
-Mam nadzieję, że będzie nam się wspaniale razem pracowało. Na dzisiaj to tyle. Do widzenia. – powiedziała wesoło pani profesor i zamaszystym ruchem ręki dała znać uczniom, że mogą wyjść z klasy.
Olivia i Nel spakowały swoje książki do toreb i ruszyły w kierunku dormitorium. Słońce wlatywało do zamku przez małe okienka z wymalowanymi pięknymi witrażami.
-Idźmy na błonia – rzuciła krótko Liv. Nie chciała wracać w tak przytłaczającej chwili do pokoju wspólnego, w którym już wszyscy na pewno wiedza. Była tu zaledwie tydzień, a już zdążyła się dowiedzieć, że są osoby, które bardzo lubią przynosić do ślizgońskiego salonu wszystkie nowinki. Miała na myśli oczywiście Simona. Mimo jego prześlicznego wyglądu był nieznośny i upierdliwy. Niczego nie umiał zatrzymać dla siebie, więc wolała nie dzielić się z nim żadnymi przemyśleniami, czy uwagami.
-Dobra. Wnuczko Pottera! – powiedziała z przekąsem jakby czuła się urażona.
-Nel!!! – krzyknęła głośno rozwścieczona Olivia. – Nie mogłam ci powiedzieć! Nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział. – ten dzień powoli zamieniał się w koszmar. Podobny do tych, o których opowiadał jej dziadek. – Przepraszam. – szybko przywróciła się do pionu.
-Spoko. Ale to fajnie. Ja bym się cieszyła, pewnie każdemu bym o tym opowiadała. – w jej głosie dało się słyszeć ten sam beztroski ton, co kiedyś. – I oczywiście…. – dodała po chwili – możemy iść na błonia.
Ruszyły zatłoczonym korytarzem w kierunku drzwi wyjściowych. Opuściwszy zamek wylała się na nie fala jasnych promieni słonecznych. Mimo, że wielkimi krokami zbliżała się jesień, dni były gorące i aż trudno było wysiedzieć w szkole. Szły powoli ku rosnącemu na skraju jeziora drzewu. Będąc na miejscu rzuciły torby i usiadły opierając się o gruby pień. 
-A jaki on jest? – widać było, że Nel, mimo że czuje, iż pytanie jest nietaktowne musiała je zadać.
-Cóż. Dziadek jak dziadek. – Olivia nie wiedziała co odpowiedzieć. Dla niej był po prostu zwykłym człowiekiem. Takim jak jej tata, czy mama. W pewnym momencie zobaczyła, że Nel zaczyna machać w stronę zamku. Odwróciła głowę i ujrzała Hanne z Alexę idące w ich stronę.
-Hej! – powiedziała wesoło Hanna i razem z koleżanką usiadły obok niej i Nel. – Słyszałam co było na historii magii. Wnuczka Pottera, niebywałe…! – i poklepała ja po ramieniu zachowując się przez chwile zupełnie jak chłopak.
-Dlaczego nam wcześniej nie powiedziałaś? – spytała Alexa, choć w jej głosie była nuta podniecenia, nie było to tak widoczne jak u innych osób.
-Nie chciałam. Willy i Adrian jakoś zatajali prawdę przez tyle lat, a tu przychodzi taka ja i wszystko psuje. Ja nie chcę być traktowana wyjątkowo. To podobno nie jest w cale miłe. – powiedział sugerując, że nie chce dalej drążyć tego tematu, ale ciekawość przyjaciółek jednak wygrała.
-Ale jesteś. Przecież gdyby nie ON, historia tej szkoły nie była by taka super. To jest przecież legenda! – Hanna nadal wpatrywała się w nią obsesyjnym wzrokiem. – Sądzę, że opowiesz nam całą historię. – dodała z nadzieja po chwili zawahania.
-Nie. To długa historia. – Liv odpowiedziała tak szybko i z taką stanowczością w glosie, że sama siebie nie poznawała.
-Ale nie daj się prosić. Ja wiem, że ty znasz wszystkie szczegóły i wszystko. – Hanna nie dawała za wygraną. Za wszelką cenę chciała wiedzieć, co się wydarzyło. Mimo, że czytała o tym bardzo dużo, poznanie wszystkiego u wiarygodnego źródła nie jest tym samym co suche, pozbawione emocji książki.
-To naprawdę długa historia. Mój dziadek na końcu swojego szóstego roku razem z ówczesnym dyrektorem, prof. Dumbledorem, wybrali się na bardzo niebezpieczna wyprawę. Miała na celu znalezienie horkruksa, czyli jednego z przedmiotów, w którym Lord Voldemort ukrył swoją dusze. Odnaleźli jaskinię, która była naszpikowana wieloma pułapkami. Podobno aż kipiało tam od czarnej magii – przynajmniej tak mówił dziadek.  – wszyscy wlepiali w nią oczy jak w obrazek, a Olivia kontynuowała. – Po ciężkich kilkudziesięciu minutach spierania się z przeszkodami udało im się wykraść naszyjnik. Zabrali go i wrócili do szkoły. Będąc na wieży usłyszeli kroki, a dyrektor polecił dziadkowi się schować. Poszedł więc schodami na dół i nie ruszając się obserwował wszystko przez niewielkie dziury w podłodze. Zaraz potem przyszedł z tuzin śmierciożerców, a w śród nich nauczyciel eliksirów i opiekun slytherinu, profesor Snape i jego uczeń Draco Malfoy. Severus wyciągnął różdżkę i rzucił uśmiercające zaklęcie w kierunku Dumbledora. Dla dziadka był to cios poniżej pasa. Nie rozumiał kompletnie jak mógł zabić osobę, która mu ufała, ręczyła za niego i wyciągnęła do niego pomocną dłoń, gdy inni tylko go poniżali. Ale nie wnikał w szczegóły. Czym prędzej udał się na dół i popędził za kroczącymi po zalanych ciemnością błoniach smierciożercami. Rzucił w profesora Snape’a zaklęcie, ale on nie dał się tak łatwo jedno jego „Protego” i dziadek leżał na ziemi, a Severus zniknął. Po tych bolesnych wydarzeniach wrócił do domu swojego wujostwa. Udało mu się ustalić, że naszyjnik, który wykradli, był podrobiony. Pod koniec wakacji, cały skład Zakonu Feniksa zawitał do skromnego mieszkania przy Privet Drive 4.  Mimo jego dezaprobaty Alastor Moody kazał wypić im eliksir wielosokowy. Wiecie do czego służy, prawda? – wszystkie potakująco kiwnęły głowami, bo czekały niecierpliwie na to co będzie dalej – To dobrze. No więc w sumie po chwili stał tam już nie 1 a siedmiu Potter’ów. Polecieli do Nory, czyli domu Ron’a Weasley’a. To był bardzo dobrze przemyślany plan, ale gdy tylko wlecieli między chmury rozpętała się prawdziwa wojna. Niebo wyglądało jak w nowy rok. Pełno kolorowych świateł wystrzeliwanych z różdżek śmigało między głowami. Niestety mój dziadek stracił wtedy swoją sowę. Podobno była bardzo mądra i bardzo piękna. Cała biała. W każdym razie dolecieli do celu. Nie obyło się oczywiście bez ofiar. Alastor został zabity a George Weasley stracił ucho, ale to nic. Wszystko toczyło się dobrze aż do wesela jednego z braci Ron’a. Śmierciożercy zaatakowali gości i mój dziadek wraz z Ronem i Hermioną  musieli się deportować na jakąś londyńską ulicę. I Ru zaczęło się polowanie na horkruksy. Znaleźli prawdziwy naszyjnik i puchar, a potem zmuszeni byli wrócić do Hogwaru, gdzie dyrektorem został profesor Snape. I tam rozpętała się bitwa. Voldemort miał za sobą wielu popleczników. W gruncie rzeczy dziadek nie mógł walczyć, gdyż podczas tego wydarzenia nadrzędnym jego celem było zniszczenie reszty horkruksów. Był tez świadkiem, jak wąż Nagini zabija Severusa, który jednak zaraz przed śmiercia pozostawił mu pewne wspomnienie – wskazówkę. Poszedł do myślodsiewni i dowiedział się czegoś, czego najbardziej się obawiał. On był jednym horkruksem. Oznaczało to,  że musiał zginąć, aby inni mogli żyć. – Wszystkie dziewczyny zrobiły przestraszone miny. – Poszedł śmiało do Zakazanego lasu, gdzie Voldemort rzucił na niego zabójcze zaklęcie. Jednak on nie zginął. Miał wybór i wrócił. Kiedy wszyscy zobaczyli jak półolbrzym Hargid niesie jego rzekomo uśmiercone ciało, zaparło im dech w piersiach. Czuli, że wszystko już stracone.  Ale wtedy on ześlizgnął się z jego rąk i zaczął walczyć z Voldemortem. W rezultacie zabił go i ocalił cały świat magii. Ale bitwa była bardzo krwawa. Mnóstwo niewinnych osób przelało krew, abyśmy my mogli teraz tutaj siedzieć. Zamek cały był ruiną. Zginął między innymi były nauczyciel OPCM’u prof. Remus Lupin, który był wilkołakiem i jego żona Nimfadora zostawiając osieroconego syna, albo Fred Weasley. To była najbardziej bolesna strata. Jego brat bliźniak nigdy się z tym całkowicie nie pogodził. Mój dziadek z resztą też. Ale wszystko skończyło się to dobrze. I to cała historia. – Olivia skończyła a w zielonych oczach Hanny zakręciła się łza.
-To było piękne! – stwierdziła z podnieceniem i przejęciem w głosie. – I dlaczego nie chciałaś nam opowiedzieć. Takim czymś się trzeba chwalić!
-Nie inaczej! –dodała Nel, która właśnie poukładała sobie wszystko w głowie.
-Może chodźmy już do dormitorium? – Olivia była już zmęczona i zaschło jej w gardle, ale z drugiej strony czuła się spełniona, że odważyła się komuś o tym opowiedzieć.
-Dobra – Alexa z aprobata przyjęła tą propozycję. Sama również wyglądała na padniętą. Wszystkie wstały wzięły swoje torby i ruszyły w stronę zamku cały czas rozpamiętując to, co przed chwilą powiedziała im Olivia. 

Amy Li

Amy Li 
Dziewczyna, 14 lat

Na ogół cicha i flegmatyczna ślizgonka o czarnych, kręconych włosach i niebieskich oczach. Ma bardzo bladą skórę i wszyscy twierdzą, że na pewno wywodzi się z rodu szlacheckiego. Nie ma problemów z nauką. Utrzymuje dobre relacje zarówno z rówieśnikami jaki i z nauczycielami, których jest jak na razie ulubienicą. Ubiera się nie wyzywająco, raczej bardzo przeciętnie. Gra na harfie i pięknie śpiewa, czego boi się robić publicznie, myśląc że wszyscy będą się z niej naśmiewać. Ma małą wiarę w siebie, ale za to niezwykłe zdolności i wiedzę. 
Pokrewieństwo:
Jedynaczka, która zawsze chciała mieć młodszego brata. Matka - Jagna Li ( Brown ) - wywodzi się z półpolskiej, mugolskiej rodziny, przez co nosi takie, a nie inne imię. Tata natomiast - Ludon Li to skromny pracownik Banku Gringotta. 

Nicholas Malfoy

Nicholas Malfoy 
Mężczyzna, 36 lat

Swoją karierę w Hogwarcie na stanowisku profesora językoznawstwa zaczął zaledwie trzy lata temu, ale przez ten czas zdążył zaaklimatyzować się na tyle dobrze, że w końcu otrzymał przywilej jakim było zostanie opiekunem domu. Zwykle chodzi w białej lub zielonej szacie, podczas gdy jego krótkie blond włosy wystają  niedbale spod czarnej tiary. Z zielonych oczu można odczytać to, jaki jest łagodny i zaradny. Zawsze chętny do pomocy, jednak najczęściej jest to bardzo chaotyczne i troszeczkę nieogarnięte działanie. Zawsze jednak potrafi cało wyjść z tego w co się zaplątał dzięki niezwykłym umiejętnościom. Choć uczy w szkole od niedawna, wszyscy studenci darzą go niemałą sympatią i zaufaniem. 
Pokrewieństwo:
Przez całe życie wychowywała go jedynie matka - Asteria Malfoy ( Greengrass ) - niezwykle opiekuńcza czarownica, ponieważ ojciec zostawił go w wieku 15 lat. Miał brata Scorpiusa, który  skończył Hogwart i został aurorem, lecz nie utrzymują ze sobą kontaktu. 

Greg Heffley

Greg Heffley
Chłopak, 15 lat

Ah idzie..! Te słowa da się słyszeć na korytarzu wypadające z ust większości dziewczyn. Odrobinę pulchny, ale całkiem ładny chłopak. Krótkie brązowe włosy z grzywką opadającą na duże czoło zdecydowanie dodają mu uroku. Znany jest z pogoni za dziewczynami ( tzw. kobieciarz ). Zazwyczaj robi wszystko nie dokładnie i na ostatnia chwilę, ponieważ zajmuje się raczej sprawami osobistymi i życiem towarzyskim, wręcz partnerskim. Bezpośredni i zanadto romantyczny - to przeważa zdecydowanie nad takimi cechami jak szczerość i odwaga, które gdzieś głęboko na pewna są ukryte.  Mimo tego całego odstawianego wokół siebie "kabaretu" drzemie w nim dużo niezliczonych talentów. Mógłby robić właściwie wszystko za co by się zabrał. Wszystko, oprócz nauki. W tym akurat jest kiepski i nie wygląda na to, że chce się poprawić. 
Pokrewieństwo:
Zawyżoną samoocenę odziedziczył na pewno po ojcu, który w młodości miał taki sam charakter jak Greg. Matka natomiast była skromną, ale bardzo utalentowaną kobietą. Chłopak ma starszą siostrę Miriel, która również uczęszcza do Hogwartu. Jest znużona uganianiem się wszystkich dziewczyn za jej bratem, toteż jakiś czas temu przestała zwracać na niego uwagę i zaczęła udawać, że go wcale nie zna. 

środa, 3 kwietnia 2013

Elena McCarthy

Elena McCarthy
Kobieta, 56 lat

Zgrabna, wysoka kobieta o miłym wyrazie twarzy. Włosy ma najczęściej upięte w staranny kok. Od dawna uczy eliksirów i sądzi, że pracuje w tym zawodzie z powołania, a nie dla pieniędzy. Uwielbia uczyć młodzież, aczkolwiek ma swoje zasady, których nie można łamać.  Posiada własne, dość specyficzne metody przekazywania wiedzy, toteż nie potrafi zawsze do wszystkich dotrzeć, ale mimo to jest bardzo lubianą i szanowana nauczycielką.  W Hogwarcie nigdy nie była najpopularniejszym profesorem, ale zawsze utrzymywała dobre kontakty ze wszystkimi innymi pracownikami i studentami magii. Znana jest ze swojego sympatycznego usposobienia i cierpliwości. 
Pokrewieństwo:
Jedyna córka państwa McCarthy. Matka - Romilda (Bayliss) McCarthy była nauczycielką eliksirów, więc to pewnie po niej Elena przejęła ten talent. Tata natomiast - Archie McCarthy pochodził z bardzo zamożnej rodziny i,. mimo wielkich możliwości, otworzył mały sklepik z różdżkami. 

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 6.

Pierwsze lekcje.

Promienie słoneczne wpadały przez duże okno w sypialni dziewcząt, kiedy Olivia podniosła się z łóżka. Spojrzała na inne posłania i zauważyła, że oprócz śpiącej w samym rogu dziewczyny, nikogo więcej nie było. Z przerażeniem popatrzyła na zegarek i odetchnęła z ulgą. Była dopiero siódma trzydzieści. Dobrze wiedziała, że śniadanie zaczyna się o ósmej, więc zdziwił ją fakt, iż pokój był prawie pusty. Nie zastanawiając się długo położyła swój kufer na łóżko i wyjęła z niego szatę w zielonych barwach. Położyła ją, usiadła i chwilę wpatrywała się w nicość.
Dlaczego akurat Slytherin? Czy to  nie mógł być Hufflepuff, zgodnie z oczekiwaniami innych? I czy teraz jej bracia, którzy tak nie lubią ślizgonów, będą się do niej przyznawali? Jednego była pewna. Co się stało, to się nie odstanie. Musi po prostu zaakceptować ten wybór i spróbować znaleźć tu sobie przyjaciół tak samo, jakby to zrobiła w innym domu. Zresztą… Chodzi przecież o naukę. Od zawsze marzyła, żeby zostać świetną uzdrowicielką, więc dlaczego miałaby przejmować się bardziej życiem towarzyskim niż zdobywaniem wiedzy, której tak dużo potrzebuje, by pracować w tym zawodzie?
Szybko otrząsnęła się z głębokiej zadumy i zaczęła się przebierać, po czym wsunęła kufer z powrotem pod łóżko i wyszła z sypialni. Zanim zamknęła drzwi spojrzała jeszcze raz w stronę śpiącej współlokatorki, która zbytnio nie kwapiła się do tego by wstać. Zeszła teraz schodami i ze wszech stron otoczyła ją zieleń i czerń, które widziała już poprzedniego wieczoru. Olbrzymi zegar  ścienny wskazywał na za dziesięć ósma, toteż postanowiła wyjść już powoli z dormitorium i udać się na śniadanie. Przeszła więc przez kamienne wrota, które pojawiły się z nikąd i ruszyła długim korytarzem w stronę wąskich schodów. Znalazłszy się w Sali Wejściowej dobiegły ją odgłosy uczniów siedzących już przy stołach i czekających na jedzenie. Weszła do Wielkiej Sali, w której drzwi były na oścież otwarte i rozglądnęła się z nadzieja, że dojrzy kogoś znajomego.  Pośród wielu uczniów, biegających niczym mrówki od stołu do stołu, dostrzegła Alexę. Podeszłą do niej i usiadła po drugiej stronie blatu.
-Olivia! Jak pierwsza noc? – zagadnęła Alexa bez chwili zwłoki.
-Było dobrze. – odpowiedziała, ale jej wzrok mimowolnie ruszył w stronę grupki chłopców, wśród których siedział Simon. Ach Simon Hodge… Próbując odtworzyć sobie w pamięci ten przepiękny, ale dość krótki rejs łódką po jeziorze, jej myśli zaczęły zakłócać dość bolesne wspomnienia z wczorajszego wieczoru.
-Liv…! Liv…! – ocknęła się i szybko odsunęła głowę do tyłu robiąc przy tym przeraźliwie śmiesznego zeza, ponieważ Hanna jak wściekła machała ręką zaraz przy jej twarzy.
-Żyję! Co się stało? – Olivia sprawiała wrażenie, jakby dopiero co się obudziła. Była rozkojarzona, bo po całej głowie błądziły jej teraz myśli związane z Simonem.
-Rozumiem, że to pierwszy dzień i niektórzy chłopcy są całkiem całkiem – uśmiechnęła się i usiadła na miejsce – ale niedługo zaczynają się lekcje i jeżeli będziesz taka nieobecna, nie załapiesz dla nas żadnych punkcików. – Hanna zwróciła się w stronę Alexy, która z wyraźną aprobata kiwała głową.  Olivia otworzyła usta, ale nie zdołała niczego powiedzieć, bo w tym samym momencie na stołach pojawiło się jedzenie i z ust Hanny wyrwało się głośnie – W końcu! – Zaraz zabrała się za wsuwanie tego, co miała na talerzu, więc Olivia nie chciała już nic dodawać i również dobrała się do śniadanie. Do czasu pierwszego kęsu nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo była głodna.
Kiedy cała złota zastawa świeciła pustkami, wszystkie głowy zwróciły się na wysokiego, dość młodego nauczyciela. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści pięć lat. Miał krótkie włosy wystające spod niedużej tiary, a ubrany był w schludną, białą szatę.  Szedł powoli w ich stronę, zatrzymując się przy każdym następnym ślizgonie. W ręce trzymał  jakieś kartki.
-To nasze plany zajęć – uświadomiła ją szybko Alexa widząc, że nie do końca wie, czego ma się spodziewać. –  Ciekawe jak dużo lekcji będziemy miały w tym roku, co Hanna?
-Już się boję. Ale ostrzegam Cię, że  teraz nie mam zamiaru przykładać się do nauki bardziej niż ostatnio – dodała z dość kpiącym wyrazem twarzy.  Alexa przewróciła tylko oczami i nie skomentowała jej wypowiedzi.
-Jak on się nazywa? – spytała szybko Olivia korzystając z chwili ciszy.
-Ale kto? – Hanna zdawała się być bardziej nieogarnięta niż wcześniej przypuszczała.
-Ten, który rozdaje plany lekcji. – powiedziała lekko zniecierpliwiona.
-Aaa… - Hanna pokiwała głowa na znak, że zrozumiała. – To nasz opiekun. Nicholas Malfoy. Ucz językoznawstwa, ale przynajmniej ja nie zamierzam wybierać tego przedmiotu.
-Rozumiem. Jest jakiś spokojny, czy raczej poważny i… Ogólnie znam to nazwisko z opowiadań dziadka. Podobno to był bardzo zgryźliwy, irytujący, francowaty…- Olivia nie dokończyła, bo Hanna przeraźliwie wytrzeszczała na nią oczy, co mogło oznaczać albo, żeby się odwróciła, albo uspokoiła. Stwierdziła jednak, że skorzysta z pierwszej opcji. Odkręciła głowę do tyłu i jej oczy spotkały się z oczami wysokiego profesora Malfoy’a.
-Witaj! Olivia Pringle, prawda? – potrząsnęła głową, a twarz pokrył rumieniec. Totalnie się wygłupiła i to przy pierwszym spotkaniu. Ciekawe co będzie potem, pomyślała, ale on spojrzał na nią łagodnym wzrokiem i podając małą kartkę rzekł – Oto twój plan lekcji. Mam nadzieję, że wszystkie podręczniki i potrzebne przybory są już zakupione. – znowu potrząsnęła potakująco głową. Zachowywała się  tak, jakby przed chwilą ktoś wyrwał jej język.  – To dobrze. Zaczynasz o dziewiątej, więc zważywszy na to, że zapewne nie znasz jeszcze zamku, radziłbym raczej powoli się zbierać. – powiedział pogodnie i poszedł dalej.
Olivia nieco spokojniejsza, gdy się oddalił, spojrzała na plan.
-Zaczynam od eliksirów. – powiedział wesoło w stronę koleżanek.  – Wiecie,  gdzie znajdę tą salę?
-Pewnie! – odrzekła uradowana Hanna i wstając szybko dodała. – Chodź po swoje rzeczy i jak będziemy miały dobry czas, to pokażę Ci jeszcze trochę szkoły. Olivia pobiegła szybko do sypialni. Wyjęła z kufra dużą czarną torbę i włożyła do niej pióro, atrament, parę zwojów pergaminu i książkę „Magiczne wzory i napoje”.  Chwyciła w rękę mały kociołek i wybiegła do Sali Wejściowej, gdzie czekająca na nią Hanna spojrzała na zegarek i powiedziała:
-Masz jeszcze piętnaście minut. Idziemy pozwiedzać?
-No pewnie! – i nie zwlekając, poszły po szerokich schodach w górę. 
Błąkając się po najróżniejszych korytarzach zobaczyła klasę od Obrony przed czarną magią, transmutacji i mugoloznawstawa. Wycieczka skończyła się przed mosiężnymi drzwiami na pierwszym piętrze.
-Tu Cię zostawiam. To klasa od eliksirów.  –powiedziała z uśmiechem i uciekła szybko długim korytarzem, po czym znikła Olivii z oczu. Nie czekając długo pchnęła drzwi i weszła do środka. Siedziało tam już sporo osób. Rozejrzała się szybko po klasie i usiadła w drugiej ławce uznając, że będzie to chyba odpowiednie miejsce. Uśmiechnęła się nikło do dziewczyny obok. Miała ona małe oczka i krótkie blond włosy. Nie odwzajemniła uśmiechu, ale Olivia była tak zajęta, że nie zwróciła na to uwagi. Ledwo zdążyła rozpakować swoje książki a na niewielkiej katedrze pojawiła się szczupła czarownica z  włosami upiętymi w staranny kok.  Podparła się ręką o biurko i zaczęła mówić spokojnym, ale stanowczym głosem.
-Witajcie na waszej pierwszej w tym roku lekcji eliksirów. Nazywam się Elena McCarthy i będę nauczać tego przejmującego przedmiotu.  Na pierwszy rzut oka wyglądacie na dość inteligentnych, ale zobaczymy co z tego wyniknie. – wszyscy uśmiechnęli się pod nosem a ona kontynuowała -  Jest parę rzeczy, których będę od Was wymagała. – głos jej spoważniał -  Na pewno zawsze powinniście być bezwarunkowo przygotowani. Nie przyjmuję usprawiedliwień typu „nie zrobiłem pracy domowej, ponieważ miałem inną”.  Jest to całkowicie niedopuszczalne. Powinniście zawsze mieć ze sobą podręcznik, pióro, atrament i pergamin.  Nie wymagam notatek, ale tych, którzy będą chcieli je robić, na pewno nagrodzę na koniec roku dodatkowymi punktami dla domu lub oceną z aktywności. Oczywiście jak na każdym przedmiocie, czekają Was sprawdziany, kartkówki, odpowiedź, praktyki, oraz inne formy sprawdzania wiedzy. – spojrzała pytająco na klasę – Macie jakieś pytania? – ale żadna ręka nie znajdowała się w górze.  Odczekała jeszcze chwilkę i zdecydowała się kontynuować lekcję . – Jeśli nie, to proszę otworzyć książki na stronie trzeciej i przeczytać pierwszy rozdział. Potem podam Wam podstawowe pojęcia, które na następna lekcje każdy powinien umieć opisać.  
Lekcja skończyła się szybciej niż Olivia myślała. Spakowała więc rzeczy do torby i wyszła spokojnie na korytarz starając się przypomnieć, jak dostać się do dormitorium. Idąc, poczuła, jak ktoś łapie ja za ramię.
-Jak wrażenia po pierwszej lekcji? – to była Nel. Szła cała rozpromieniona i sprawiała wrażenie lekko roztrzepanej.
-Przestraszyłaś mnie. – powiedziała Liv. – W porządku. W prawdzie spodziewałam się czegoś lepszego, ale jak na pierwszy raz nie było źle. Przynajmniej nie mamy już od pierwszej lekcji pracy domowej.
-Dokładnie. – Nel kiwnęła głową. – Co teraz mamy? – zapytała po chwili. – Zapomniałam planu.
Olivia wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni szaty małą karteczkę, z której wynikało, że powinny udać się teraz na transmutację.
-Transmutację. – powiedziała spokojnie. – Ale wygląda na to, że mamy jeszcze dobre dziesięć minut przerwy. Może pójdziemy na chwilę do dormitorium. – zasugerowała, zorientowawszy się, że nie ma żadnego podręcznika przy sobie.
-Pewnie . – zgodziła się Nel i obie ruszyły w stronę wąskich schodów prowadzących do pokoju szlachetnego domu węża. 

Obserwatorzy

Tekst

123 Lorem ipsum

Statystyka

Popularne posty