sobota, 30 marca 2013

Rozdział 5.

Lepiej być nie mogło...
Uczta skończyła się dość szybko.  Po upływie niespełna godziny Olivia zauważyła jak większość starszych uczniów opuszcza Wielką Salę, cały czas wesoło gawędząc. Gdy wszyscy już wyszli, zostali tylko uczniowie pierwszych klas. Liv trochę się zaniepokoiła i zapytała siedzącego obok niej Simona:
-My nie wychodzimy? - była to jak na razie jedyna osoba z pierwszych klas, którą znała, także rozmowa z kimś innym była jak na razie chyba wykluczona.
-Nie wiem. - odpowiedział chłopak wyraźnie nie przejmując się tym, czy pójdą spać, czy może zostaną tu na wieki.
Świece unoszące się nad nimi, pod sufitem przypominającym niekończące się niebo powoli zaczęły dogasać, kiedy do ślizgońskiego stołu podszedł starszy, ale dość niski chłopak. Miał odrobinę za długą, czarno-zieloną szatę i krótkie ale kręcone włosy.  Wyglądał raczej pogodnie. Omiótł szybko wzrokiem wszystkie osoby i powiedział niskim głosem :
-Cześć! Nazywam się Ryan Carter i jestem prefektem slytherinu. Teraz, jeśli pozwolicie, zaprowadzę Was do dormitorium.
Wszyscy niczym poparzeni gorącą wodą wstali od stołu.  Podeszli szybko do uśmiechniętego chłopaka i ustawili się mniej więcej równo w pary. Ryan jeszcze raz zmierzył ich wzrokiem tak, jakby czegoś szukał i dał znak ręką, aby już ruszyć, po czym puścił się szybkim krokiem w stronę olbrzymich drzwi, a cały tabun ludzi ruszył za nim. Kiedy wyszli do znanej już wszystkim Sali Wyjściowej, skierowali się ku schodom prowadzącym w dół, jakby do podziemi zamku. Olivia rozglądała się po wszystkich ścianach nie kryjąc swojego zachwycenia. Obok niej szedł Simon, który również świdrował na wylot spojrzeniem wszystkie ruszające się obrazy i stare, obśrupane ściany. Doszli w końcu do długiego korytarza, który zdawał się być po prostu "ślepą uliczką". Blada, kamienna ściana świeciła pustkami i nie wyglądała na jakąś nadzwyczajną. Doszedłszy do końca zatrzymali się a prefekt znowu zaczął mówić:
-To jest wejście do waszego  dormitorium nowe hasło brzmi.- tu odwrócił się do ściany i powiedział głośno i wyraźnie - Zakazany Las!.
Nagle,  w jak dotąd pustej ścianie, pojawiły się kamienne drzwi, które z łomotem otworzyły się i oczom uczniów ukazał się krótki, ciemny tunel. Przeszli przez niego pojedynczo i znaleźli się w wielkim pokoju, całym utrzymanym w kolorystyce zielono-srebrno-czarnej. Skórzane kanapy i fotele zataczały półokrąg przy kominku z tlącymi się kawałkami drewna. Zimne ściany nadawały temu pomieszczeniu nastrój tajemniczości i surowości. Po dwóch przeciwległych stronach znajdowały się wąskie schody,  prowadzące w górę a nad każdym z wejść widniał duży herb Slytherin'u.
-Chłopcy powinni udać się na lewo, a dziewczyny na prawo. Możecie również zostać tutaj, ale przed pierwszym dniem nauki radze się dobrze wyspać. Zostawię Was teraz. Dobranoc! - Ryan zniknął im z oczu. Tłum pierwszoroczniaków nie bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić. Olivia stała chwilę w bezruchu i rozglądała się po pokoju.  Nie tak go sobie wyobrażała, ale czuła, że podoba jej się to miejsce. Cisza była tak przeraźliwa, że dało się słyszeć trzaskanie drewna w dużym, czarnym kominku. W pewnym momencie Olivia usłyszała kroki dochodzące najprawdopodobniej ze schodów prowadzących do sypialni  dziewczyn. Po chwili zobaczyła Hannę i Alexę idące wesoło w jej stronę.
-Hej Liv! Krzyknęła głośno Hanna. Jak Ci się tu podoba?  Może być? - był to zdecydowanie ten sam szybki i pozbawiony spójności terkot, który słyszała rano na stacji.
-Jest super! - Olivia popatrzyła jej głęboko w oczy. Czyżby zamieniała się w swojego brata?  Zostawiła te rozważania na kiedy indziej, bo druga dziewczyna zaczęła mówić.  
-Idziesz do sypialni? Zaprowadzimy Cię. - tym razem usłyszała  Alexę. Była ona mniej rozgadana niż Hanna, ale równie miło prowadziło się z nią konwersację Liv skinęła głowa i ruszyła za dziewczynami. Obejrzała się do tyłu i zobaczyła za sobą tłum gapiących się na nią dziwnie rówieśników, którzy nadal stali bezradnie na środku pokoju wspólnego.
-Jutro ich rozruszam. - powiedziała pewna siebie Hanna widząc jak Olivia  patrzy na nich ze współczuciem. Odwróciła wzrok i poszła do góry po wąskich schodkach.
Na górze znajdował się mały korytarz z siedmioma drzwiami. Widniały na nich tabliczki z napisami typu "klasa I", "klasa II", itp.
-Tutaj się rozdzielimy - zagadnęła Alexa i razem z koleżanką udały się do pomieszczenia z nazwą "klasa II". Olivia została sama i po chwili namysłu otworzyła drzwi z tabliczką "klasa I". Stało tam 6 łóżek. Wszystkie miały czarną pościel i zielone baldachimy. Ściany były pomalowane na szaro, co nie dawało aż tak mrocznej atmosfery jak w pokoju wspólnym. Między łóżkami znajdowało się duże okno. Olivia z ciekawości podeszła do niego.
Zobaczyła piękne gwieździste niebo i olbrzymi srebrny księżyc. Oderwała się na chwilę od tego widoku, ponieważ usłyszała kroki po schodach. Pośpiesznie usiadła na łóżku, otworzyła swój kufer i udawała, że się rozpakowuje.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Nel Lestrange. Widział ją już na ceremonii przydziału. Miała krótkie czarne włosy związane mimo wszystko w mały kok i duże niebieskie oczy.
-Cześć! - powitała nową współlokatorkę - Jestem Olivia Pringle.
-Nel Lestrange. Fajnie się poznać.  - i podeszła do łóżka obok Liv.
-Nie jest tak źle, prawda? - zagadnęła czując, że niezręczna cisza znów ogarnęła cały pokój. 
-Jest OK. - rzuciła krótko dziewczyna. - Widzę, że zdążyłaś się tu szybko z kimś zakolegować. Nie chcesz mnie z nim poznać?
-Pewnie! Alexa i Hanna są bardzo fajne. Przez przypadek się poznałyśmy ale...
-Ale mi chodzi bardziej o Simona! - przerwała Nel, a na jej policzkach pojawiły się wielkie różowe rumieńce. Olivia uśmiechnęła się do niej. W brzuchu poczuła ucisk zawodu. To nie sprawiedliwe. Ona pierwsza poznała Simona. Jej się podobał. Czy to w ogóle możliwe, żeby wolał tą czarnowłosą dziewczynę kojarzoną jedynie ze śmierciożercami, niż ją?! Przebrała się w piżamę, położyła do łóżka i starała nie myśleć o małym incydencie, który przed chwilą ją spotkał. Miał nadzieję, że zaraz obudzi się pierwszego września w swoim własnym domu i okaże się, że to wszystko było snem. 

piątek, 29 marca 2013

Alice White

Alice White
Dziewczyna, 15 lat
 
Jest niską, dość zwyczajną z wyglądu dziewczyną. Tiara Przydziału wybrała dla niej Ravenclaw, ale wszyscy sądzą, że z jej zajadłością i brakiem poszanowania dla drugiej osoby, bardziej nadawałaby się do Slytherinu. Ma małe, ciemne oczka i krótkie blond włosy. Nie jest pięknością, ale  inteligencją przerasta prawie wszystkich. Szkoda tylko, że najczęściej nie jest w stanie wykorzystać jej w jakimś dobrym celu. Wścibska, złośliwa i irytująca. Te trzy słowa doskonale opisują jej osobowość.  Nie jest zbyt lubianą osobą, ale jej przyjaciółka widzi w niej konkretny wzór do naśladowania.
Pokrewieństwo:
Rozpieszczenie i rządza władzy mogą wynikać właśnie z tego, że Alice jest jedynaczką, nad życie kochaną przez nadopiekuńczych rodziców, których już w dzieciństwie owinęła sobie wokół palca. Mama - Lena White (Baddock) zajmuje się pisarstwem. Jej kreatywność nie zna granic. Próbowała również opracować podręcznik do wróżbiarstwa, ale odkryła, że nie jest to jednak jej przeznaczenie. Tata natomiast - Terry White pracuje w Ministerstwie Magii w Departamencie Transportu Magicznego. Jest to mało interesujący zawód, jednak on uważa, że inni mają gorzej, co stało się też jego życiowym mottem.

Beauty Pearl

Beauty Pearl
Dziewczyna, 14 lat
 
Piękna, zgrabna, ale bardzo niezdarna. Czegokolwiek się dotknie, nie wychodzi jej. Mimo to da się lubić i jest bardzo towarzyska. łatwo nawiązuje kontakty nie tylko z rówieśnikami, ale też ze starszymi i młodszymi. Według większości znajomych, ta długowłosa ślicznotka zdecydowanie nadawałaby się na nauczycielkę. Osobiście Beaty twierdzi, że gdyby spróbowała sprawdzić się w tym zawodzie, pewnie od razu by coś zgubiła, lub zepsuła. Zielonooka Beauty pochodzi z mugolskiej rodziny i uwielbia robótki ręczne, jakich nauczyła się od swoich starych koleżanek. Wraz z przybyciem do Hogwartu nie mogła odzwyczaić się od tego, że nie ma przy niej jej ukochanego mugolskiego laptopa, którego dostała na swoje dziesiąte urodziny.
Pokrewieństwo:
Pochodzi z wielodzietnej rodziny. W sumie ma czwórkę rodzeństwa: 2 młodsze siostry ( Bertę i Julie) oraz 2 starszych braci, którzy również uczą się jeszcze w Hogwarcie ( Alex'a i Rodrigo). Mama dziewczyny - Veronika Pearl ( Boot ) to ekspedientka w sklepie z ciuchami a tata, czyli Mark Pearl jest znanym w ich małym mieście tapicerem. Rodzina nie jest najbardziej zamożna, ale cieszy się uznaniem wśród mugoli jak i czarodziei. 

czwartek, 28 marca 2013

James Wilton

James Wilton 
Chłopak, 14 lat

Wysoki, postawny. Ma zazwyczaj skupiona twarz. Wygląda na bardzo inteligentnego. Jego piękne brązowe oczy potrafią prześwidrować każdego na wylot. Na policzkach Jamesa często goszczą czerwone rumieńce, co można zauważyć już przy pierwszej rozmowie. Najczęściej trzyma się razem z przyjaciółmi, ale są takie chwile, kiedy można spotkać go samego, trochę przygnębionego, opuszczonego. Nauka idzie mu dość dobrze, najlepiej astronomia i zaklęcia. Nikt nie jest od niego lepszy w tych dwóch dziedzinach. Odrobinę nieśmiały jeżeli mowa o pierwszym kontakcie. Raczej mało zauważalny, choć zniewalająco przystojny, stara się trzymać z ludźmi ze swojego domu. 
Pokrewieństwo:
Mama James'a -  Lavender Wilton (Bell)  pochodzi z mugolskiej rodziny i pracuje w niewielkim banku. Natomiast tata - Algernon Wilton to pracownik Ministerstwa Magii w Departamencie Tajemnic. James nie wie zbyt dużo o jego pracy, ponieważ zajęcia jakie wykonuje są ścisłą tajemnicą. 

Xeme Werdyen

Xeme Werdyen
Mężczyzna,  79 lat

W Hogwarcie pracuje od lat na stanowisku nauczyciela astronomii. Jak twierdzi "jest to najważniejszy przedmiot w szkole" . Od pewnego czasu piastuje również posadę zastępcy dyrektora.  Niski, sympatyczny mężczyzna, z wielkimi piwnymi oczami i długą brodą. Zazwyczaj schludnie ubrany. W jego garderobie królują barwy brązowy i szary. jest to dość dziwne połączenie, ale cóż począć, w końcu... starsi nauczyciele to już tak maja. jeżeli chodzi o lekcje, to prowadzone są bardzo spokojnie. Widać wyraźnie, że jest cierpliwy, wyrozumiały i otwarty na nowych uczniów. Pomaga dobrze zrozumieć materiał, ale jest także oparciem w trudnych sytuacjach nie związanych z nauką. 
Pokrewieństwo:
Najstarszy syn Hettly Bole Werdyen i Bozoo Werdyen'a. W młodości nienawidził astronomii, aczkolwiek pewne wydarzenia w jego życiu zadecydowały, że skieruje się własnie w tą stronę. 

Rozdział 4.

Wszystko inaczej.

Kiedy pociąg zatrzymał się ze zgrzytem kół, w środku zrobiło się wielkie poruszenie. Każdy szybko chciał wyjść na stacje.  Niebo było już całkiem czarne a niezliczone gwiazdy mrugały wesoło jak miliony latarek.  W pociągu było już na tyle tłoczno, że nawet nie dało się otworzyć drzwi od ślizgońskiego przedziału, w którym stała zniecierpliwiona Olivia.  Po upływie niespełna pięciu minut, wąskie korytarze opustoszały na tyle, że można było wyjść.  Cała grupka przecisnęła się do drzwi wyjściowych i po chwili wszyscy stali już na słabo oświetlonym peronie.
Wiał lekki wiatr ale w powietrzu wyczuwało się jeszcze letni ciepło. Wszyscy pierwszoroczniacy zgromadzili się teraz wokół wysokiego nauczyciela o krótkich blond włosach i w trochę zniszczonym płaszczu zarzuconym niedbale na plecy. Jego twarz wyglądała bardzo sympatycznie. Olivia również zbliżyła się do grupy młodych czarodziejów czekających na swoje łódki.
Zana i stara tradycja nakazywała, aby wszyscy pierwszacy przed swoją pierwszą uczta przepłynęli do zamku łódkami, podczas gdy starsi uczniowie spokojnie jechali majestatycznymi powozami.  Na rejs po jeziorze pogoda była wspaniała. Oświetlony Hogwart z ich perspektywy pięknie odbijał się na czarnym niebie. Olivia siedziała w swojej małej bujającej się łodzi z zapartym tchem patrząc w jej nową szkołę, kiedy usłyszała za sobą głos.
-Super, co? – był to chłopak z pociągu, który rozmawiał  ze starsza krukonką.  Motylki w brzuchu znowu dały o sobie znać, kiedy spojrzała wprost w jego piękne oczy.
-Taaak. – Powiedziała trochę rozmarzonym tonem.
-Jestem Simon Hodge!- z jego ust znów wydobył się ten niebiański ton. Olivia otrząsnęła się i odpowiedziała tak sympatycznie, jak tylko mogła.
- Olivia Pringle!
-Bardzo mi miło! – chłopak wstał i usiadł teraz bliżej niej. Czując, że traci płynność rozmowy zapytał. – Twój tata jest aurorem?
-Tak. – Jej głos zdawał się być tym razem bardziej obojętny. Nie za bardzo kręciły ją rozmowy o tym jaką to jej tata ma super prace, jaki jest super, itp.  – Nic takiego. – dodała jeszcze, ponieważ zauważyła, że Simon chce podtrzymać rozmowę kontynuując ten temat, który jednak nie był jej na rękę. Chłopak chyba to zrozumiał, bo aż  do końca „rejsu” się nie odezwał się. Widocznie nie chcąc psuć nowej znajomości.  
Olivia wyszła z łódki i stanęła koło jakiejś niezbyt sympatycznie wyglądającej dziewczyny.  W pewnym momencie, gdy wszyscy uczniowie stali już na drewnianym podeście, wysoki nauczyciel stanął przed nimi i powiedział wesoło:
-Witam was Moi Drodzy w Hogwarcie! Teraz wejdziemy do zamku, gdzie oddacie się pod opiekę prof. Xeme Werdyen’a, który powie Wam, co dalej robić.
Paru uczniów uśmiechnęło się do siebie i chaotycznie ruszyli po wąskich schodkach wprost do wielkich wrót.  Otworzyły się przed nimi szeroko, a kiedy przekroczyli próg, znaleźli się w Sali wejściowej. Olivia rozglądnęła się, próbując znaleźć wzrokiem owego nauczyciela, który ich przyprowadził, ale nigdzie go nie było. Zamiast niego, na początku wielkiej grupy pierwszoroczniaków stał teraz inny profesor, z długa brodą i wielkimi piwnymi oczami.  Patrzył na nich łagodnie a na twarzy malował mu się nikły uśmiech.
-Witam w Hogwarcie. – przemówił, a wszystkie głowy skierowały się teraz w jego stronę. -  Za kilka minut, jak już pewnie niektórzy z was wiedzą , rozpocznie się to, na co wszyscy zapewne długo czekaliście. Ceremonia Przydziału.  Zostaniecie rozesłani do czterech domów. Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw lub Slytherin. Każdy z nich kształtuje w młodych adeptach magii inne  cechy i wpaja inne wartości.  Stara Tiara Przydziału, licząca sobie już bardzo wiele lat, nigdy nie dokonała błędnego wyboru i każdy czarodziej zawsze znajdował swoje miejsce w tej szkole.  Mam nadzieje, że i wy świetnie  się tu zaaklimatyzujecie  i będziecie pilnie przykładać się do nauki, jak przystało na porządnych czarodziejów i czarownice. – Rozległy się oklaski, a ręce profesora Xeme podniosły się do góry i szybko opadły, wyraźnie nakazując ciszę. – A teraz, proszę ustawić się w ładny, porządny szereg i razem wejdziemy do Wielkiej Sali.
Zrobiło się małe zamieszanie, ale po kilkunastu sekundach wszyscy byli już perfekcyjnie ustawieni. Wielkie wrota nagle otworzyły się i Olivia, która stała prawie na początku, ujrzała strumień światła wypływający z Wielkiej Sali. Idąc przez środek, czuła na sobie tysiące oczu skierowanych prosto w jej twarz.  Na końcu olbrzymiego pomieszczenia stał długi stół, za którym siedziało kilkunastu starszych czarodziei. Nie ulegało wątpliwości, że byli to profesorowie, a którymi już niedługo będzie miała pierwsze lekcje. W całej sali stały jeszcze cztery wielkie stoły. Z opowiadań braci Olivia wiedziała, że każdy z nich należy do innego domu. Z każdym krokiem napięcie rosło w niej, aż w  końcu, kiedy wszyscy stanęli i czekali jakby na wyrok, myślała, że za chwilę na oczach całej szkoły po prostu wybuchnie.
Stary czarodziej, który wprowadził ich do Wielkiej Sali, wszedł na wysoki podest i podszedł do niewielkiego drewnianego stołka, na którym leżała stara i zniszczona czapka. Ku zdziwieniu wszystkich pierwszoroczniaków tiara otworzyła oczy, ujawniła usta i poczęła śpiewać tak głośno, żeby na pewno dobrze usłyszeli:
Jeśli brak Wam świadomości
Nie lubicie siedzieć w złości
Do Hogwartu przyjdźcie śmiało
Tu wam wszystko będzie grało.
Nie zaznacie tutaj smutku
Nikt nie będzie mówił „głupku”
A kiedy zdarzy ci się Troll
Zaraz pomoże Ci twój dom.
W nim skryta jest tajemnica
Każdy czarodziej i czarownica
Co poznać chcą ja zawzięcie
Czeka rychłe nieszczęście.
W Gryffindorze czas Ci zleci
Nie będzie tam niedojrzałych dzieci
Tylko konkretni czarodzieje
Pomyślisz, że to się na prawdę nie dzieje.
Hufflepuff to dobry dom
Każdy się tu dobrze bawi.
Tam prefekci zgodnie działają
Wszystkim uczniom czas umilają.
Ravenclaw choć nie tak znana
Spośród czwórki jest wybrana
Kiedy masz nauki dar
I chcesz rzucić jakiś czar.
Salazar dobrze Ci jest znany,
Choć nie zawsze szanowany,
Dom swój również miał,
W Slytherinie będziesz szalał.
Kiedy tiara skończyła, na całej sali rozległy się głośnie oklaski. Niektórzy starsi uczniowie powstawali nawet z miejsc, ale nagle wszystko ucichło i czarodziej w podeszłym wieku z jego siwą broda i sympatyczna twarzą zaczął mówić:
-Każdy z was za chwile podejdzie i zostanie przydzielony do jednego z czterech domów Hogwartu.  Po usłyszeniu nazwy domu, siada przy odpowiednim stole. – i wskazał na cztery wielkie blaty, przy których siedzieli inni uczniowie. A potem zaczął znowu – Mam nadzieję, że jesteście już gotowi.  – podszedł do taboretu, w jednej ręce trzymając długi pergamin, drugą podniósł stara czapkę. -  Jagoda Black.
Wszystkie oczy skierowały się na przestraszona dziewczynę idąca powoli w stronę krzesła. Weszła powoli na podest, leniwie usiadła na krzesełku, a  prof. Xeme włożył jej na głowę tiarę, która zaczęła mówić tak samo głośno, jak przed paroma minutami.
-  Umysł… Zaglądnijmy tam.   – mruknęła krótko – Ooo…! Już wiem! Twoim domem będzie na pewno… RAVENCLAW!!! – burza oklasków znowu rozbiła się po całej Sali, a Jagoda lekkim już krokiem udała się do stołu krukonów.
-Nel Lestrange – powiedział profesor.
Z piersi paru uczniów wydobył się dźwięk przerażenia. Nikt jeszcze nie zapomniał o czarownicy, która wykazała się przeraźliwym okrucieństwem, a teraz jej nazwisko rozbrzmiało głośno po całej sali przyprawiając niektórych o dreszcze.  
Bardzo zakręcona dziewczyna podeszła szybkim krokiem do stołka, usiadła na nim, a kiedy na jej głowę opadła stara czapka wszyscy znowu ucichli.
- Lestrange… To nazwisko przyprawia o dreszcze wiele osób w tej Sali… Taaaak… Czuję to. – powiedziała tiara stanowczym, tajemniczym głosem. – Więc tak mi się zdaje, że najodpowiedniejszy dla Ciebie będzie SLYTHERIN!!! – znów krzyknęła a uczniowie zaklaskali nieco mniej entuzjastycznie co poprzednio.
-James Willton! – pewny siebie młody czarodziej, na którego Olivia nie zwróciła wcześniej uwagi, kroczył dumnie przed siebie.
-HUFFLEPUFF – oznajmiła wesoło tiara nie zastanawiając się ani chwili. Widać było, że nie ma co do tego żadnych wątpliwości. James uśmiechnął się z przekąsem i ruszył w kierunku wiwatujących pucho nów.
-Simon Hodge! – oznajmił znowu Xeme Werdyen.
Kiedy młody czarodziej szedł w stronę podestu, mijając Olivię mrugnął do niej porozumiewawczo okiem. Ona niestety nie zrozumiała jego intencji, więc zaczęła intensywnie zastanawiać się o co chodziło.
-Tak! Wiem to! SLYTHERIN!!! – „Ona chyba znowu nie miała żadnych wątpliwości” pomyślała Olivia. Chłopak natomiast uśmiechnął się do niej  i ruszył bez zastanowienia w kierunku stołu ślizgonów.
-Olivia Pringle! –nagle cały świat się zatrzymał. Olivii zamarł dech w piersiach. Czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa, a mimo to poszła przed siebie z bardzo dziwna miną. Usiadła, cała drżąc, na taborecie i spojrzała w tłum. Zauważyła Williama, który uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. Pomyślała sobie, że na pewno trafi do Hufflepuff’u, więc wyluzowała się na chwile i starała nie myśleć o tej strasznej sytuacji. Nagle tiara przemówiła na jej głowie, a ona podskoczyła lekko ze strachu.
-Jeśli się nie mylę a na pewno tak jest, twoi bracia są w Hufflepuffie. Byłoby przykro, gdybyś trafiła gdzie indziej. Ale… - tu zastanowiła się i zmrużyła trochę oczy -  widzę w tobie potencjał, jakiego nie widziałem w twoich braciach. Myślę, że odpowiednim domem dla Ciebie będzie – serce Olivii biło szybciej niż kiedykolwiek. – SLYTHERIN!!! – ślizgoni zaczęli głośno klaskać. Olivia miała mieszane uczucia. Zawsze myślała, że będzie w jednym domu razem z braćmi. A jednak wszystko potoczyło się inaczej. Uśmiechnęła się mimo woli i ruszyła w stronę jej stołu. Usiadła koło Simona i zaczęła rozmyślać.  Zobaczyła, że niedaleko niej siedzi Hanna i Alexa, które uśmiechają się wesoło. Zrozumiała, że zna już kilka osób, więc może łatwo będzie jej się zaaklimatyzować. Jeżeli wszyscy są tacy jak one, to nie będzie miała najmniejszego problemu.
Nim się spostrzegła, na środku została ostatnia osoba.
-Beauty Pearl! – powiedział czarodziej stojący na podeście, a przestraszona dziewczyna podeszła do stołka. Kiedy tiara znalazła się na jej głowie znów odezwała się donośnym głosem:
-Słodka, miła, niezdarna… Te cechy widzę bardzo wyraźnie, ale umysł, który również jest spory, podpowiada mi, że powinnaś trafić do tego domu. Tak więc najodpowiedniejszy dla Ciebie będzie oczywiście… GRYFFINDOR!!! – tym razem oklaski odezwały się po przeciwległej stronie wielkiej Sali.
Kiedy zadowolona Beauty usiadła razem z innymi gryfonami,  zza stołu nauczycielskiego podniosła się starsza czarownica i podeszła do ambonky, której Olivia wcześniej nie zauważyła.
-Witam Was serdecznie w nowym roku szkolnym! Mam nadzieje, że nasi pierwszoroczniacy dobrze odnajdą się wśród starszych uczniów i zawrą przyjaźnie na całe życie. Ale…! Nie zapominajcie o nauce, bo przecież wszyscy po to tu jesteśmy.  Milo mi poinformować, że do grona naszych nauczycieli dołączył w  tym roku profesor Martin McCarthy, który będzie nauczał Zaklęć. Wierzę, że przyjmiecie go gorąco. Na koniec pragnęła  bym  oficjalnie powiedzieć, że nowy rok szkolny uważam za otwarty. – rozległy się gromkie brawa i w tym samym momencie stoły ugięły się pod ciężarem najróżniejszych potraw. Począwszy od ziemniaków i mięs, skończywszy na galaretkach, budyniach i ciastkach. Wszyscy łapczywie zabrali się za jedzenie. Olivia poczuła, że i ona trochę zgłodniała, więc nałożyła sobie na talerz udko z kurczak w sosie, odrobinę ryżu i jakąś ładnie wyglądająca surówkę i zaczęła powoli jeść. Stwierdziła, że tak pysznego jedzenia nigdy nie miała w ustach.


wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 3.

Pierwsza podróż.

W ten piękny, jeszcze sierpniowy wieczór, Olivia siedziała na łóżku i była bardzo pochłonięta czytaniem swojej nowej książki.  Nie sądziła, że kiedykolwiek tak ją wciągnie coś, co nie wymaga ruchu. Była raczej kinetykiem, więc nauka i siedzenie w miejscu nie koniecznie sprzyjały jej rozwojowi.  Mimo że lektura bardzo ją ciekawiła, to nie mogła niestety odwlec od siebie myśli o jutrzejszej podróży. Jeszcze tylko te parę godzin. Gorączkowo rozmyślała, czy na pewno wszystko spakowała. Raz po raz przychodziły jej do głowy różne rzeczy, które mogłaby wcisnąć do swojego wielkiego kufra, ale niestety mimo jej szczerych chęci nie było już miejsca. "Czy ze mną jest coś nie tak?" pytała siebie w duchu, myśląc o tym, jak bardzo się boi pojechać do szkoły. "Przecież Adrian też w zeszłym roku panikował jak dziki" odpowiadała sobie, żeby jakoś przegonić myśli o swoim  prawdopodobnym dziwactwie. 
Powoli dochodziła 23. Olivia już trochę zmęczona wzięła swoją piżamę w kratkę, założyła kapcie i poszła do łazienki aby się umyć. Kiedy wracała zauważyła wychodzącego ze swojego pokoju Williama.
-Hej Olivia! - powiedział siląc się na beztroski ton.
-W porządku. - odpowiedziała Olivia. - Coś się stało? - dodała kontrolnie widząc, że jej brat jest jakiś inny niż zwykle. 
-Nie. Wszystko jest OK. - uśmiechnął się i zszedł na dół. 
Wzruszywszy tylko ramionami, Olivia poszła z powrotem do swojego pokoju i pełna myśli "Jak to będzie?" położyła się spać. 
 Blask pierwszego wrześniowego słońca obudził dziewczynę już o 6.00. Wstała leniwie i podeszła do kufra.  Siedziała przy nim przez chwilę całkowicie bez celu, ale nagle w jej głowie zrodził się pewien pomysł. Biorąc pod uwagę, że mimo wszystko i tak ma jeszcze sporo czasu, zaczęła wykładać wszystkie rzeczy na podłogę i wkładać je z powrotem, sprawdzając przy tym, czy na pewno niczego nie zapomniała. Nie minęła godzina, a ona usłyszała pierwsze kroki gdzieś w okolicach łazienki. Zrozumiawszy, że chyba zaraz będzie śniadanie, pościeliła dokładnie łóżko i ostrożnie położyła na nim kufer. Spojrzała jeszcze na biurko, gdzie stała klatka z jej ukochaną fretką i wyszła z pokoju. 
Na korytarzu było spokojnie, jednak z kuchni dobiegały jakieś glosy. Zeszła na dół po skrzypiących schodach i znalazła się w trochę ciasnym korytarzu, którym natychmiast ruszyła w stronę kuchni. 
-Dzień dobry mamo! - powiedziała pogodnie do Lily, która oczywiście była w trakcie przygotowywania śniadania. Przy stole siedział już Adrian napuszony i dumny jak zwykle. Olivia nawet się z nim nie przywitała. Jeśli nie chodziło o Quidditcha, nie mieli ze sobą wspólnych tematów. Usiadła więc na swoim stałym miejscu i grzecznie czekała na śniadanie. W pewnym momencie zdała sobie z czegoś sprawę. Zawsze o tej porze tata jest już tutaj i wcina jak wściekły kanapki lub bekon. Myśl ta dręczyła ją jeszcze przez parę minut, więc w końcu zapytała:
-Mamo! Gdzie jest tata? - i popatrzyła się na nią nie ukrywając zdziwienia. 
-Pojechał. Dziś w nocy dostał sowę z Ministerstwa Magii i musiał pilnie lecieć do Londynu. - dla nich takie sytuacje nie stanowiły żadnej nowości. Nieraz zdarzało się, że Walden zostawał wzywany w jakiejś ważnej sprawie, ale nikt nie wnikał, czego one dotyczyły. 
Po niecałych pięciu minutach do reszty dołączył zaspany Willy. Szedł wolno, wcale się nie spiesząc. Widać, że nie za bardzo chciał wracać do Hogwaru. Ta nauka i pełno obowiązków. 
Przy śniadaniu w gronie rodziny czas zleciał bardzo szybko. kiedy Olivia znowu spojrzała na zegarek dochodziła dziesiąta. Wszyscy zrozumieli, że pora znieść wszystkie kufry na dół i włożyć je do samochodu. W pośpiechu weszli do góry i zaczęli po kolei schodzić na dół, dźwigając za sobą wielki torby. Kiedy wszystkie bagaże znalazły się w bagażniku i każdy znalazł sobie miejsce w  aucie, Olivia zrozumiała, że to już ten moment. Do domu wróci dopiero za pół roku na święta. Nigdy nie oddalała się z rodzinnego miasta na tak długo. W jej głowie była mieszanka wielu tysięcy uczyć. Wirowały w  niej niczym liście unoszone porywistym listopadowym wiatrem.  Samochód powoli zatoczył się na ulicę i skręciwszy w prawo, ruszyli prosto przed siebie długą ulicą. 

***

Stacja King's Cross była zatłoczona. To miejsce 1 września zawsze skupiało w sobie wielu czarodziei i niemniej mugoli. Olivia prowadziła powoli swój wózek prosto przed siebie. Willy, który szedł pierwszy nie był ani trochę zadowolony z tego, że znów wjedzie w tą ścianę, znajdzie się na niezwykłym peronie i wsiądzie do czarno - czerwonego Express'u Hogwart. Adrian w przeciwieństwie do brata nie ukrywał swojego podniecenia. Podobnie jak Olivia nie mógł się doczekać ich peronu. Kiedy minęli tablicę z napisem 9 zrozumieli, że to już tutaj. Przejście między peronami 9 a 10 nie było zauważalne nawet dla czarodziei. Lilly, która prowadziła rodzeństwo na pociąg, bez najmniejszego problemu przeniknęła przez ścianę. Dziwne jest to, że jak dotąd żaden zwykły człowiek tego nie zauważył. Ale cóż. Wiele jest rzeczy nie wyjaśnionych na tym świecie. Willy i Adrian już znaleźli się po drugiej stronie. Teraz została tylko ona, wózek i ściana. Zamknęła szczelnie uczy i ustawiwszy wcześniej wózek na wprost ceglanego muru, przeszła na peron numer dziewięć i trzy czwarte. 
Jej oczom od razu ukazał się tłum miotających się wszędzie czarodziei. Na całej stacji panowała wrzawa, a w z lokomotywy pociągu unosiła się gęsta para, która owładnęła już całe to niezwykłe miejsce. 
-Hej! - krzyknął ktoś z oddali machając do Oliviii. Biegła kuniej wysoka dziewczyna, ubrana w ślizgońskie szaty, której jeszcze nigdy nie widziała. 
-Hej. - Odpowiedziała uprzejmie nie bardzo wiedząc, do kogo się zwraca. 
-Ty jesteś Olivia, prawda? - zapytała dziewczyna, ale nie dała jej czasu na odpowiedź. - Alexa mi o Tobie opowiadała. Bardzo mi miło. Ja jestem Hanna... - w całym tym potoku słów nie było słychać ani jednej przerwy. Kiedy w końcu skończyła gadać, dała Olivii dojść do głosu:
-Też mi miło. - podała jej rękę i uśmiechnęła się szeroko do nowo poznanej koleżanki. Dziwiło ja trochę, że jak dotąd poznaje osoby tylko ze slytherinu. Pominęła jednak ten fakt, bo rozmyślania przerwała jej Hanna, która wzięła ja za rękę i pociągnęła w stronę wejścia do pociągu. 
-Zaczekaj chwilę. - powiedziała i lekko wyrwała rękę z uścisku dziewczyny. - Musze pożegnać się z mamą. Zaraz wracam - rzuciła krótko i szybko pobiegła do Lily stojącej i patrzącej z duma na jej dzieci wsiadające do express'u. Uwiesiła jej ręce na szyi, pocałowała gorąco w policzek i wróciła z powrotem do czekającej przy kufrze Hanny. 
-Chcesz usiąść z nami? - zapytała szybko. - To znaczy ze mną, Alexą i jeszcze paroma innymi. 
-Pewnie. - powiedziała Olivia pod wpływem impulsu, ponieważ i tak nikogo innego tam nie znała. '
Weszła do zatłoczonego pociągu, taszcząc za sobą ciężki kufer.  Przeszła obok paru przedziałów i weszła do jednego z następnych. Siedziały w nim trzy osoby, wszystkie ubrane w czarno - zielone szaty. Hanna przytrzymała jej drzwi i weszła do środka. 
-Cześć! - powitał ja jakiś przystojny ślizgon. - Jestem Ryan Carter.  - i wyciągnął do niej rękę. 
-Olivia Pringle. - potrząsnęła dłonią nowego kolegi, a ten pomógł jej włożyć bagaż na półkę. 
-Bardziej pasowałoby Liv! - stwierdził ktoś spod okna. była to dziewczyna z dziwnym wyrazem twarzy. Olivia nie wiedziała co zrobić, więc kiwnęła potakująco głową i zajęła miejsce przy Hannie. 
-Jak końcówka wakacji? - zapytała Alexa, wychylając do niej głowę. 
-W porządku. A u Was? - spytała, omiatając wzrokiem każdego w przedziale. 
-Super. - odpowiadały jej pojedyncze głosy. 
Podróż mijała szybko. Za oknem robiło się szaro, a mimo to rozmowa w przedziale slytherinu nadal płynęła miło. Niektóre osoby gawędziły o wakacjach, inni wspominali rok szkolny, a Hanna namiętnie opowiadała Alexie o jej planach co do reprezentacji Quidditcha. Olivia, która i wkręciła się w żaden z tematów spoglądała na korytarz, gdzie raz po raz przechodziły różne osoby. Jedni starsi, jedni młodzi, ale mimo wszystko mogła popatrzeć na ich twarze i porozmyślać o szkole. 
W pewnym momencie, Olivia zauważyła na korytarzu młodego chłopaka, który rozmawiał ze starszą od niego krukonką. Miał długie, czarne włosy i sympatyczną twarz. Po oczach poznała, że nie jest zbytnio zainteresowany rozmową. Od razu wydał jej się ładny, a po uniwersalnej szacie zrozumiała, że jest w pierwszej klasie. Chłopak popatrzył w okno, pożegnał się z dziewczyną i wrócił w długi korytarz. Olivia również spojrzała przez szybę i jej oczom ukazał się piękny, oświetlony zamek z mnóstwem migających wież . Z głową pełną mieszanych uczuć wyciągnęła z kufra czarną szatę i wyszła z przedziału aby się przebrać. Już tylko kilkanaście minut i przestąpi próg szkoły, której tak bardzo zawsze chciała być częścią. 

niedziela, 24 marca 2013

Simon Hodge

Simon Hodge
Chłopak, 14 lat

Wysoki i, jak na tak młody wiek, dobrze zbudowany chłopak. Długie, czarne włosy najczęściej opadają mu niedbale na ramiona lub związane są w zgrabny kucyk. Jego osobowość można określić trzema słowami: bystry, zdolny, uczciwy. Te cechy można w nim dostrzec nawet przy pierwszej rozmowie. Zadziwia każdego wyszukanym słownictwem i różnorodnością tematów. Poza tym jest wielkim fanem znanego zespołu Fatalne Jędze (grającego już w nowym, ale nie mniej świetnym składzie). Sam gra na fortepianie i śpiewa w szkolnym chórze. 
Pokrewieństwo:
Mama, czyli Hanna Hodge (Avery) - gra na gitarze basowej w znanym czarodziejom zespole Mugole. Tata z kolei - Otton Hodge - to prosty urzędnik Banku Gringotta. Simon posiada także młodszą siostrę Hettly, którą kocha tak bardzo, że czasem ma ochotę rzucić na nią jakieś ciekawe zaklęcie niewybaczalne. 

Jagoda Black

Jagoda Black
Dziewczyna, 14 lat

Wysoka dziewczyna, zwykle jej krótkie, czarne włosy związane są w malutki kucyk z tyłu głowy. Nie wyróżnia się wśród innych uczniów. Choć bardzo się stara jej wyniki w szkole nie są do końca satysfakcjonujące. Trochę niezdarna, ale bardzo otwarta, koleżeńska i pomocna. Bardzo lubi grać w quidditch i liczy na to że kiedyś w końcu załapie się do drużyny. Świetnie radzi sobie na zaklęciach.
Pokrewieństwo:
Mama Jagody - Ali Black (Bones)  to wybitna znawczyni eliksirów. Specjalizuje się w wymyślaniu własnych i wciąż dąży do perfekcji. Natomiast tata - Bilius Black - to pracownik Ministerstwa Magii na wydziale Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Jagoda posiada jeszcze starszą siostrę Susan , lecz wyjechała za granicę i nie utrzymuje kontaktów z rodziną. 

William Pringle

William Pringle
Chłopak, 17 lat

William dla wielu dziewczyn w Hogwarcie jest powszechnie znanym obiektem westchnień. Od roku piastuje funkcję ścigającego i kapitana w szkolnej drużynie Quiddtcha reprezentacji Hufflepuff. Nauka idzie mu raczej średnio. Nie wyróżnia się pod tym względem, ani nie jest na samym końcu. Z wyglądu przypomina trochę "młodego Boga". Zgrabne, brązowe dredy, jeśli nie są związane w kitek opadają z jego głowy niczym małe węże. Elementem, dzięki któremu jest rozpoznawalny to zdecydowanie oczy. Jedno brązowe jak najlepsze piwo kremowe, drugie zaś zielone na kształt Hogwartowych błoni. Willy, mimo że nie uszy się wybitnie, jest bardzo inteligentny jako osoba. Zazwyczaj nie mówi niczego, czego nie przemyśli. Zawsze patrzy rozmówcy prosto w oczy, więc kłamstwa lub nieszczere intencje są wykluczone. 
Pokrewieństwo:
Mama Lilly Pringle (Potter), tata to znany auror Walden Pringle. Posiada dwójkę młodszego rodzeństwa Olivia - którą kocha ponad wszystko i Adriana, który nieraz go irytuje. 

Adrian Pringle

Adrian Pringle
Chłopak, 15 lat

Jest jednym z tych uczniów Hogwartu, dla których wiedza i dobre stopnie są ważniejsze niż zawieranie przyjaźni i kontakt z rówieśnikami.  Zazwyczaj ubrany schludnie w perfekcyjnie wyprasowanej szacie. Twarz nie jest niczym szczególnym, a przynajmniej nie tym, co mogłoby być jego atutem. Krótkie brązowe włosy przylizane gładko, małe usta i okulary bez oprawek zgrabnie usytuowane na nosie. Adrian, oprócz tego, że jest dobry w każdej dziedzinie magii, bardzo interesuje się mugoloznawstwem. Uważa, że gadżety wyprodukowane przez nich niedługo mogą przerosnąć całą magie jaka istnieje na świecie. Niestety liczba osób, które się z nim zgadzają nie przekracza nawet marnej dwójki, więc można śmiało powiedzieć, że jest prawie osamotniony w tym co go interesuje. 
Pokrewieństwo:
Mama - Lily Pringle (Potter) to zwyczajna kura domowa, aczkolwiek młoda. Z kolei tata  - Walden Pringle to wyspecjalizowany i znany auror. Oprócz tego ma dwójkę rodzeństwa.  Młodszą siostrę Olivię i starszego brata Williama. 

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 2.

Na ulicy pokątnej

-Olivia! Adrian! Willy! Wstawajcie już! - krzyknęła  Lily wchodząc po schodach do góry. Olivia otworzyła oczy i leniwie przeciągnęła sie na łóżku. Spuściła nogi na podłogę, wstała od niechcenia i podeszła do okna, aby odsłonić zasłony przy swoim oknie. 
Tego dnia było bardzo słonecznie i jasno. Mało ruchliwa asfaltowa ulica błyszczał skąpana w zalewających ją porannych promieniach. Od czasu do czasu ktoś przejechał rowerem. Ptaki, które raz po raz ćwierkały na wielkim drzewie rosnącym przed domem teraz latały jeden za drugim tuż przed twarzą Olivii, która właśnie w tym momencie odeszła od okna. Usta miał rozchylone w szerokim uśmiechu. Chwyciła pospiesznie czyste ubranie i wyszła do korytarza.  Zamknąwszy za sobą drzwi od pokoju ruszyła ku łazience. Gdy zaczęła się przebierać usłyszał pukanie. 
-Zajęte! - odpowiedział głośno.
-Ile jeszcze będziesz tam siedziała? - zapytał najpewniej zniecierpliwiony Adrian. 
-Jak się przebiorę to wyjdę. Zaczekaj chwilę. -  irytacja nieoczekiwanie zaczęła się w niej coraz bardziej wzbierać. Myślała, że nic jej nie popsuje tego pięknego dnia zakupów, a ty proszę. Wystarczy tak jeden mały kujonek i puf... Wszystko odlatuje. 
Po pięciu minutach opuściła łazienkę, obdarzając przy tym brata udawanym, sarkastycznym uśmieszkiem i zaczęła kierować się w stronę kuchnie. Po drodze otworzyła jeszcze drzwi swojego pokoju i rzuciła na łóżko piżamę, po czym zeszła spokojnie na dół. 
-Hej mamo! Hej tato! - obdarzyła rodziców szczerym uśmiechem i usiadła do stołu machając z przejęciem nogami. 
-Co byś chciała na śniadanie? - zapytała uprzejmie mama, podczas, gdy tata wsuwał jak pomylony boczek i popijał go sokiem pomarańczowym. 
-Wystarczą kanapki - odparła Olivia patrząc z lekkim zniesmaczeniem na swojego ojca. - I kawa zbożowa jakbyś mogła. - dodała odwracając od niego wzrok. - Mamo... 
-Tak?
-O której wychodzimy? - zapytała mocno podniecona Olivia.
-Myślę, że zaraz po śniadaniu. - odpowiedziała jej, po czym zawołała donośnym głosem. - Adrian! Willy! Schodźcie już na dół. Nie będziemy na was czekać całe rano!.- i z powrotem zabrała się za robienie kanapek. 
Po krótkim czasie, gdy Olivia kończyła śniadanie, do kuchni weszli jej bracia. Adrian był ubrany w elegancką szatę uczniowską, jego włosy gładko ulizane przy głowie a okulary perfekcyjnie równo założone na nos. Willy natomiast szatę miał nie do końca zapiętą, dredy związane w niedbały kiteczek tak, że parę wychodziło z uścisku gumki. Obydwoje byli tak od siebie różni, że ktoś nieznajomy na pewno nie nazwałby ich rodzina. Nawet taką bardzo daleką. 
I Willy, i Adrian usiedli grzecznie do stołu i zaczęli jeść pośpiesznie kanapki przygotowana przed chwila przez panią Pringle. 
-To możemy już iść? - zapytała zniecierpliwioną Olivia, gdy zobaczyła, że nikt przy stole już nie je. 
-Tak. - odpowiedziała mama - Chyba już jest dobry moment. Wyszli na dwór, otworzyli garaż i wszyscy zaparkowali się do starego mercedesa. Po niedługim czasie byli już w ciemnej uliczce, gdzie znajdował się pub Dziurawy Kocioł. Weszli do środka i rozglądali się z ciekawością po stolikach. Miejsce to budziło zawsze taka samą fascynację, bo bez względu na porę roku czy pogodę można było tu zobaczyć coraz to dziwniejsze rzeczy. Cała rodzina pośpiesznie przeszła przez zatłoczony lokal i wyszła tylnymi drzwiami do małego zaułka, gdzie stały dwa pełne kosze na śmieci. 
Walden Pringle wyjął swoja różdżkę i uderzył w kilka cegieł na starym murze tak, aby utworzyła sie znana wszystkim kombinacja. 
W mgnieniu oka czerwone i pomarańczowe cegiełki zaczęły rozsuwać się na ich oczach tworząc małą bramę, za którą rozciągała się długa, zatłoczona czarodziejami ulica. 
-Nareszcie - Olivia wydała z siebie cichy szept zadowolenia. - To gdzie najpierw? Do markowego sklepu Quidditcha? Po szatę? Po różdżkę? Po kociołek? Po...
-Po książki. - Odpowiedział Adrian poprawiając sobie okulary i ruszył w stronę księgarni Esy i Floresy a cała rodzina ruszyła za nim. 
W małej księgarni, zawalonej pod sufit księgami nie dało się ruszyć, ponieważ ścisk jak co roku był niesamowity. Widać to było już zza szyby, więc Lily stwierdziła, że sama kupi wszystkie książki, aby nie ciągać całej rodziny nie potrzebnie po sklepie. 
-Mamo.! - powiedziała Olivia, zanim Lily weszła do sklepu - Kupisz mi jedną książkę, jeżeli Cie ładnie poproszę? -  i uśmiechnęła się promiennie.
-Jaką ? -zapytała zaciekawiona pani Pringle, która nie spodziewała się po córce, że będzie samowolnie chciał jakąś książkę. 
-Quidditch przez wieki. - powiedziała Olivia. - podobno jest bardzo dobrze opracowana. 
-Zabaczę jeszcze ale nic nie obiecuję - odpowiedziała Lily troszkę uległym tonem i weszła do księgarni. 
Olivia zaczęła niespokojnie chodzić po zatłoczonej ulicy ze zniecierpliwieniem. 
-Tato! - powiedziała w pewnym momencie - Mogę iść na chwilę do Markowego sprzętu do Quidditcha? Prooooszę. 
-Pewnie idź. - zaaprobował pomysł Walden - Tylko wróć zaraz! - krzyknął za nią, gdy prawie w podskokach odchodziła od reszty rodziny w stronę jej ukochanego sklepu. 
Nagle coś mocno uderzyło ja w bark. 
-Nic Ci nie jest? - była to sympatycznie wyglądająca ślizgonka ( co można było wywnioskować z koloru jej szaty ), która pod ciężarem wielu książek straciła panowanie nad swoim ciałem. 
-Nic sie nie stało - odpowiedziała grzecznie Olivia. - Pomóc Ci może ? - dodała po chwili zastanowienia, wyraźnie upodabniając się do Wiliama. 
-Jakbyś mogła. - zadowolona dziewczyna uśmiechnęła się do niej i położyła na jej ręce kilka ksiąg. - Jestem Alexa Stark. - powiedziała z wyraźną ulgą w głosie. 
-Ja Olivia Pringle. Miło mi! 
-Twoi bracia to Adrian i Willy? - zapytała z uśmiechem Alexa. 
-Taaa. - powiedziała bez przekonania Olivia. - A co? któryś z nich już zdążył Cię zdenerwować? 
-Prawdę mówiąc... Adrian jest moim największym przeciwnikiem jeżeli chodzi o lekcje a Willy'ego nie poznałam osobiście. Ale wydaje się całkiem spoko. 
-Jest ok. Adrian mnie też denerwuje, więc jest już nas dwie. - uśmiechnęła się Olivia i czując, że rozmowa zaraz się skończy zapytała. - Grasz w quidditcha? 
-Próbowałam, ale nie wychodzi mi to jakoś genialnie. A ty? - odwzajemniła pytanie z zaciekawieniem 
- Ja uwielbiam grać. Wybierałam się właśnie do sklepu. Może poszła byś ze mną? - zaproponowała grzecznie i położyła książki na jeden ze stolików przy lodziarni. 
-Zaraz przyjdą tu moi rodzice. Jak popilnują moich książek to chętnie z tobą skoczę. A teraz możemy sobie na chwilę usiąść. 
-Okej. - zgodziła się Olivia siadając na pobliskim krześle. Po chwili ujrzała dwójkę niezbyt wysokich czarodziejów, ubranych wykwintnie i wyglądających raczej na bogatych. 
-Już idą! - krzyknęła Alexa wskazując na nich palcem. 
-Dzień dobry! - przywitała się grzecznie Olivia, gdy tylko podeszli do stolika. 
-Witam! - odpowiedział jej tata koleżanki niskim ale wesołym głosem. 
-Tato. Idę na chwilę do sklepu ze sprzętem do quidditcha. Zaraz wrócę.. 
-Dobrze, tylko nie za długo. - odpowiedział jej i uśmiechnął się do dziewczyn, które zaczęły odchodzić coraz dalej, aż w końcu zmieszał się z tłumem. 
W sklepie nie było tłoczno. Pełno najróżniejszych mioteł, kasków i zestawów piłek przyciągało uwagę Olivii.  Chciałaby mieć wszystko, co było na wystawach, ale niestety pewnie nie zdoła namówić rodziców na nowa miotłę. Kiedy stwierdziła, że wiedziała już wszystko powiedziała do Alexy:
-Nie chcesz iść ze mną do księgarni? Poznałabyś moich braci. 
-Nie dzięki, ale obiecałam, że zaraz wrócę. - Alexa odmówiła i uśmiechnęła się. 
Obydwie wyszły na ulicę:
-No to cześć. - powiedziała bardziej sympatycznym niż zwykle głosem Olivia
-Papa - odpowiedziała jej równie przymilnie Alexa. - Do zobaczenia w pociągu! - i obie rozeszły się w różne strony. Olivia dochodząc do księgarni zobaczyła wychodzącą z niej mamę, która niosła na rękach olbrzymie stosy książek. 
-Kupiłaś? - krzyknęła już z oddali Olivia biegnąc w stronę reszty rodziny.
-Tak . - odpowiedziała z uśmiechem Lily zza wielkich ksiąg zasłaniających jej twarz. - Później ja pooglądasz, dobrze? Teraz migiem do sklepu z różdżkami Dymitrova. 
Weszli do ciemnego sklepu. Sponad lady wystawała głowa niskiego człowieczka, który powitał ich z radością. 
-Dzień dobry! Ooo... Państwo Pringle. I młoda Olivia.- dodał szukając już odpowiedniej różdżki.  Wyciągnął z jednego z regałów podłużne pudełeczko i podał je Olivii, która drżącymi z przejęcia rękami wyciągnęła z niego piękną ciemną różdżkę. Machnęła nią i wypowiadając pod nosem jakieś zaklęcie i pudełko uniosło się do góry.
-Wspaniale! - krzyknęła z radości i nadal trzymając różdżkę w dłoni chwyciła pudełko zanim spadło i wybiegła ze sklepu zostawiając w nim płacących rodziców  braci. Po chwili i oni do niej dołączyli uśmiechając się pogodnie i wszyscy skierowali się do krawca. Olivia kupiła sobie piękną szatę i pospiesznie udali się do sklepu ze zwierzętami, gdzie młoda czarownica wybrała sobie piękną fretkę. 
-No! - powiedział nagle tata - Myślę, że powinniśmy już wracać - i spojrzał na rodzinę cała obładowaną księgami, kociołkami, szatami i mnóstwem innych rzeczy, mknącą ku bramie z cegieł.
Kiedy ponownie przeszli przez już mniej zatłoczony pub, zapakowali wszystkie rzeczy do samochodu i odjechali spokojnie do domu. Lily i Waldenowi ten stary mugolski środek transportu niezbyt się podobał, ale twierdzili, że jeśli nie mają być rozpoznawalni, to musza nieraz przecierpieć. Podróż minęła spokojnie i po kilkunastu minutach wjeżdżali już na znany podjazd przed domem. 



Rozdział 1.

 Niebo spowijał mrok. Taak. Zapowiadała sie piękna sierpniowa noc. Olivia jak zwykle o tej porze siedziała na laptopie w poszukiwaniu jakichś nowych ciuchów. Strony, które tak przeglądała były dla niej już o wiele nudniejsze niż za pierwszym razem. Nie myśląc długo wyłączyła laptop, założyła na nogi śmieszne czerwone kapcie i zeszła pospiesznie na dół. Gdy doszła do korytarza szybko ubrała tenisówki i wyszła na dwór. 
     Za domem rozciągało się wielkie podwórko pełne drzew, krzewów i kwiatów. Niebo było gwiaździste i księżyc w pełni rozjaśniał ogromny trawnik. Gdzieś w oddali można było zauważyć mały magazynek  coś podobnego szopy. Olivia biegiem udała się do tego miejsca. Otworzyła wielkie drewniane drzwi i weszła do środka. Znajdowało się tam pełno gratów, wśród których widniało 6 mioteł. Wzięła jedną z nich i zamknąwszy  za sobą wrota skierowała się w stronę gęsto rosnących drzew. Szła dobre 10 minut, zanim jej oczom ukazało sie małe , prowizoryczne boisko do quidditcha. Włożyła miotłę między nogi i bez wahania wystrzeliła w górę niczym rakieta. Przez dobry kawałek czasu latała tak sobie robiąc dziwne skręty, młynki, itp. Widocznie znużona samotnym lotem zdecydowała sie wrócić na chwilę do domu. Kiedy weszła rozległ się głos Lily. 
-Kto tam? - Ciepły ton rozbrzmiał w całym domu .
-To ja Olivia! - krzyknęła kierując się ku górze. Kiedy weszła po schodach miała przed sobą długi, jasno oświetlony korytarz. Szła nim bardzo szybko aż w końcu zatrzymała sie przy ostatnich drzwiach. Za nimi znajdował się pokój jej starszego brata Williama. Nacisnęła na klamkę i lekko pchnęła drzwi. Wchodząc do środka jej oczom stopniowo zaczęły ukazywać sie pomarańczowe ściany i powieszone na nich zdjęcia szkolnej drużyny puchonów. 
-Co się stało? - zapytał Willy nie podnosząc sie nawet z łóżka, gdy zobaczył Olivię.  
-Nic takiego. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy nie chcesz pograć ze mną trochę w quidditcha. Bardzo mi się nudzi. - W jej głosie zabrzmiała błagalna nuta. W tej samej chwili chłopak wstał i podszedł do niej. 
     Był to całkiem wysoki nastolatek z burzą dredów na głowie. Jego wielkie brązowo - zielone oczy, tak bardzo różne od ogółu wpatrywały się teraz w postać siostry. Ubrany był w ciemne spodnie od dresu i czerwony T-shirt. Usiadł na krześle obok biurka, wziąl do ręki jakiś papierek i odpowiedział wyraźnie zaciekawiony propozycią:
-A Adrian też idzie? 
-Nie wiem. Nie pytałam go jeszcze.  - Adrian był rok starszy od Olivii i właśnie rok temu zaczął naukę w Hogwarcie. Po reformach ze strony Ministerstwa Magii wiek szkolny został zmieniony, ponieważ zdobywanie wiedzy zaczynało się od 14 lat. Olivia stwierdziła, że Willy'ego będzie jej o wiele łatwiej namówić, więc poszła najpierw jego się zapytać. - W sumie znając jego może się teraz czegoś uczyć, albo odrabiać prace domowe, ale chodźmy go zapytać. 
William podniósł się leniwie z łóżka, włożył na nogi kapcie i wyszedł z pokoju za siostrą. Jedne drzwi wcześniej to magiczne wrota do pokoju Adriana, przynajmniej tak głosił napis wyskrobany w drewnie. Olivia lekko zapukała i nie czekając na odpowiedź, otworzyła drzwi. Ten pokój znacznie różnił sie od poprzedniego. Na wszystkich żółtych ścianach wisiało pełno notatek z różnych dziedzin nauki. Wszystkie półki, na których nie leżały książki zawalone były jakimiś mugolskimi gratami jak drapaczka do pleców, czy małe stojące i nie ruszające się modele samochodzików. W końcu pokoju, przy wielkim, zawalonym pergaminami biurku siedział Adrian.
-Chcesz pograć z nami w quidditcha? - rzucił krótko Willy i widząc, że jego brat zajęty jest pisaniem czegoś nie spodziewał się za bardzo odpowiedzi twierdzącej. 
-Mogę - Na twarzy Olivii pojawił sie szeroki uśmiech. - ale tylko na pół godziny. Mam pełno wakacyjnych prac domowych do napisania. - Olivia nigdy nie wiedziała, dlaczego jej starsi bracia zostawiają to wszystko na ostatnia chwilę. Przecież, gdyby odrobili wszystkie lekcje na początku wakacji, to później w takich momentach jak teraz nie byłoby czym się martwić, ale obydwoje byli tak uparci, że nie dało im się tego przemówić. 
Adrian, który teraz odsunął się od biurka zostawiając na nim stosy pergaminów , okazał się być niewiele wyższym od Olivii piętnastolatkiem, niczym nie wyróżniającym się od zwykłego mugola. Włosy miał na krótko ścięte, oczy zielone i na małym nosie okulary bez oprawek. 
-Niestety teraz musze poprosić Was o wyjście - powiedział uprzejmym głosem i chwytając spodnie zasugerował im wyraźnie, że musi sie przebrać. Olivia i Willy opuścili pokój i usiedli na korytarzu. 
-Czego się najbardziej boisz? - zapytał ni stąd ni z owąd Willy.
-Ale w związku z czym? - Olivia nie kryjąc swojego zaskoczenia spojrzała na brata, który cały czas bacznie ją obserwował. 
-Czego sie boisz, gdy pojedziesz do Hogwartu. - William miał dziwny zwyczaj patrzenia komuś prosto w oczy podczas rozmowy, co znacznie uniemożliwiało jakiekolwiek kłamstwo lub nieszczerość. 
-Hmmm...  - westchnęła Olivia - chyba tego, że nie będę w Huffelpuffie. Przecież każdy tego ode mnie oczekuje. - Brązowo-zielone oczy przeszyły jej spojrzenie. 
-Nie masz na to wpływu. Niestety... - odezwał się po chwili namysły Willy. - To co zdecyduje tiara jest niezmienne, ale znając twoją niezwykłą osobowość obiecuję Ci, że odnajdziesz się w każdym z domów. 
Najstarszy brat Olivii nigdy nie mówił czegoś, co nie byłoby zgodne z prawdą albo czegoś, czego nie byłby pewny. Ona wierzyła mu w każdej sytuacji, więc dlaczego  teraz miałaby mu nie ufać? Czy na prawdę i tym razem jest tak jak on mówi? Rozważania przerwał jej Adrian, który właśnie w tym momencie wyszedł z pokoju ubrany już w ciemne jeansy i bluzę. 
-To idziemy? - zapytał i nie czekając na odpowiedź zaczął schodzić powoli w dół. Olivia i Willy wstali i poszli za nim. Kiedy cała trójka znalazła się na dole i zmieniała buty,  do przedpokoju weszła Lilly. 
Ich mama była około czterdziestoletnią czarownicą w blond włosach i młodo wyglądającej, sympatycznej, delikatnej twarzy. 
-Dokąd się wybieracie? 
-My... Idziemy pograć w quidditcha - powiedział niepewnie Adrian. 
-Dobrze, byle by nie za długo. - zgodziła się mama  - Macie przecież naukę. - Dodała po chwili zastanowienia zerkając z uśmiechem na Williama i Adriana. 
Wszyscy wyszli z domu i biegiem udali się do starej stodoły stojącej za domem. Olivia, która swoja miotłe zostawiła na ich rodzinnym mini stadionie czekała na chłopaków przed wejściem. Kiedy wyszli, wskoczyli na  miotły i lecieli na nich tak wolno aby siostra mogła za nimi nadążyć.
-Nie mogę po prostu dosiąść się do jednego z Was? - zapytała poirytowana Olivia. - To byłoby dużo szybsze.
-Ale nie byłoby zabawy. - odparł roześmiany Adrian. 
Był on nieraz w przeciwieństwie do Willy'ego trochę złośliwy w stosunku do siostry, lecz ona nigdy się tym zbytnio nie przejmowała. Uszczypliwe komentarze brata traktowała raczej jako coś, co mimo wielkiej wiedzy, świadczyło o niskim poziomie jego inteligencji. 
Doszli w końcu na stadion i Olivia podbiegła szybko do swojej miotły. Willy podleciał do małej drewnianej budki i otworzywszy drzwi wyjął z niej wielki kufer z piłkami. 
- Dobra. - oświadczył krótko. - Olivia masz pałkę. Adrian my gramy przeciwko sobie. - powiedział stanowczo, a siostra zadowolona z przydzielonej jej pozycji chwyciła łapczywie kij i obdarowała brata dziękczynnym uśmiechem. 
Cała trójka wsiadła pośpiesznie na miotły i i Willy uwolnił jednego tłuczka, oraz wyjął kafel, który podał Olivia. Ona podrzuciła go do góry i zaczęła się gra.
Nie było w tym nic specjalnego, gdyby ktoś patrzył na nich z boku, ale dla tego rodzeństwa quidditch był tym, za czym tak bardzo przepadali. Jedyne zajęcie, które ich łączyło i mogli przy grze spędzić trochę czasu razem. 
Noc biegła zaskakująco szybko i kiedy Adrian spojrzał na zegarek przerażony zleciał szybko na ziemię. 
-Coś się stało? -krzyknęła Olivia trochę zaniepokojona o brata.
-Eee... Tak! - odpowiedział jej szybko - Gramy juz dwie godziny, musimy szybko wracać do domu. 
-Dobra juz lecimy. Olivia daj kija. - Powiedział Willy oczywiście po krótkim zastanowieniu. Przy pierwszym lepszym zbliżeniu do niego tłuczka, uderzając w niego kijem skierował go prosto do skrzyni, którą Adrian szybko zamknął. Olivia i Wiliam zlecieli na dół i szybko dołączyli do Adriana, który juz kierował sie w stronę domu. 
Droga minęła im w ciszy z jednym przystankiem, by odłożyć miotły. Kidy weszli do domu starali się nie robić hałasu, by nie obudzić rodziców, którzy pewnie już leżeli w łóżkach. Cała trójka dosłownie wbiegła do góry i wszyscy pozamykali się w swoich pokojach. 
Olivia, gdy tylko weszła, rzuciła się na łóżko i wzięła pierwszą lepszą książkę, którą zobaczyła na półce. Przeglądając w niej obrazki zdała sobie sprawę z tego, że już jutro odwiedzi znowu ulicę Pokątną jednak tym razem, w celu zrobienia zakupów dla niej. Przepełniona tą szczęśliwą myślą przebrała się w kraciastą piżamę i położyła leniwie do łóżka. 

Nel Lestrange

Nel Lestrange

Dziewczyna, 14 lat

Bystra, zabawna, dowcipna... Jak inaczej można by zacząć jej opis. Osobowość tej dziewczyny przewyższa wszystko inne. W każdej sytuacji chce być oczywiście pierwsza, najlepsza i robić wszystko w jak najlepszym stylu. Wygląd jak wygląd. Sportowe ciuchy, piękne, duże niebieskie oczy i krótko ścięte włosy związane w kok, aby nic jej nie przeszkadzało. Raczej nie trudno nawiązać jej kontakt z nowymi osobami. Jest bardzo otwarta i towarzyska, co oczywiście wychodzi bardzo na plus. Gra na gitarze. Nikt w całym Hogwarcie nie jest w tym tak dobry jak ona. Oprócz tego Quidditch. Po prostu człowiek renesansu! Ale cóż się dziwić jej rodzina jest całkowicie zakręcona, więc z niej rośnie dokładnie to samo. Pokrewieństwo: Zakręcona mama - Fleur Lestrange (Black) - to sławna ścigająca w znanej drużynie Harpie z Holyhead a zakręcony tata - Oliver Lestrange to mistrz eliksirów. Niestety bez pracy, ale jego wynalazki są całkiem niezłe.

Alexa Stark

Alexa Stark

Dziewczyna, 15 lat

Jeśli chodzi o wygląd tej jakże skromnej uczennicy, to nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród innych uczniów. Uwielbia krótkie spódniczki, ponieważ eksponują one jej piękne długie nogi, ale poza tym nic specjalnego. Włosy puszczone i ten ciepły uśmiech. Tak jak w wyglądzie nic nie zadziwia tak bardzo, tak w nauce jest wręcz niezastąpiona. Zdecydowanie jej ulubionym przedmiotem jest transmutacja, jednak na innych lekcjach idzie jej równie dobrze. Chętnie udziela pomocy innym uczniom, choć sama czasem nie wyrabia z czasem. Można powiedzieć o niej że jest taka "dobra ciocią". Póki się nie zaklimatyzuje i nie pozna kogoś dobrze sprawia wrażenie raczej cichej i skromnej dziewczyny. Ale gdy już znajomość jest w wystarczająco dobrym stopniu zaawansowania potrafi nieźle rozruszać atmosferę. Pokrewieństwo: Ojciec - Antonin Stark to znany na duża skale sprzedawca i wytwórca różdżek. Jego sklepik na pokątnej jest często oblegany, gdyż zna się na różdżkarstwie ja nikt inny. Matka natomiast - Eleanor Stark (Hornby) to przeciętna uzdrowicielka w Szpitalu Świętego Munga. Czarownica łagodna spokojna i wyrozumiała.

Hanna Riddle

Hanna Riddle

Dziewczyna, 15 lat

Wysoka, zgrabna, idealne proporcje. Ogółem można by powiedzieć, że jest to wzór wyglądu dziewczyny. Ona jednak nie jest płytką plastikową lalą, która dba tylko o swój nos i nie interesuje się problemami innych. Włosy ma najczęściej związane w schludny kucyk z tyłu głowy. Przeważnie ubrana w jeansy, sportową bluzę lub T-shirt, kiedy jest cieplej. Nic nadzwyczajnego. Kocha sport. Quidditch zdecydowanie jest tym, z czym kojarzy ją cała szkoła. Ogólnie sprawia wrażenie odrobinę roztrzepanej i nieogarniętej, ale da się ją lubić, bo to zdecydowanie dodaje jej plusy i do charakteru i do uroku osobistego. W nauce nie idzie jej tak dobrze, ale daje radę. Pokrewieństwo: Nie należy sugerować się nazwiskiem. Ta urocza ślizgonka nie ma nic wspólnego z Voldemortem, który w obecnym czasie nie jest już postrachem dla nacji czarodziejskiej. Tata - Evan Riddle to dość zamożny pracownik Ministerstwa Magii na wydziale Departamentu Czarodziejskich Gier i Sportów. Natomiast mama - Perenella Mason to zwykła mugolka pracująca jako chirurg.

Olivia Pringle

Olivia Pringle

Dziewczyna , 14 lat.

Długie ciemne włosy opadają jej najczęściej na jedno ramię, związane w niedbały warkocz. Uwielbia kolory! Ubiera się najczęściej w bardzo barwne ubranie. Znajomi porównują ją jedynie do tęczy. Nie znosi oszustwa, choć nieraz dla uzyskania odpowiedniego rezultatu wyrywa się jej małe kłamstewko. Mimo młodego wieku zwraca uwagę na wartości. Ludzie bez określonych ideałów nie są warci jej uwagi. Na ogół przyjacielska, szczera i kreatywna. Nauka idzie jej nieźle. Tak przeciętnie. Nie wybija się zbytnio, choć w eliksirach jest niezastąpiona. Warto napomnieć również, że jej życie w pełni poświęcone jest quidditchowi. Tej gry nic nie może zastąpić. Pokrewieństwo: Córka Lily Luny Pringle ( Potter ) - córki Harrego Pottera i Waldena Pringle - znanego aurora. Oprócz tego ma dwójkę braci (piętnastoletni Adrian i siedemnastoletni Wiliam)

Obserwatorzy

Tekst

123 Lorem ipsum

Statystyka

Popularne posty