sobota, 23 marca 2013

Rozdział 2.

Na ulicy pokątnej

-Olivia! Adrian! Willy! Wstawajcie już! - krzyknęła  Lily wchodząc po schodach do góry. Olivia otworzyła oczy i leniwie przeciągnęła sie na łóżku. Spuściła nogi na podłogę, wstała od niechcenia i podeszła do okna, aby odsłonić zasłony przy swoim oknie. 
Tego dnia było bardzo słonecznie i jasno. Mało ruchliwa asfaltowa ulica błyszczał skąpana w zalewających ją porannych promieniach. Od czasu do czasu ktoś przejechał rowerem. Ptaki, które raz po raz ćwierkały na wielkim drzewie rosnącym przed domem teraz latały jeden za drugim tuż przed twarzą Olivii, która właśnie w tym momencie odeszła od okna. Usta miał rozchylone w szerokim uśmiechu. Chwyciła pospiesznie czyste ubranie i wyszła do korytarza.  Zamknąwszy za sobą drzwi od pokoju ruszyła ku łazience. Gdy zaczęła się przebierać usłyszał pukanie. 
-Zajęte! - odpowiedział głośno.
-Ile jeszcze będziesz tam siedziała? - zapytał najpewniej zniecierpliwiony Adrian. 
-Jak się przebiorę to wyjdę. Zaczekaj chwilę. -  irytacja nieoczekiwanie zaczęła się w niej coraz bardziej wzbierać. Myślała, że nic jej nie popsuje tego pięknego dnia zakupów, a ty proszę. Wystarczy tak jeden mały kujonek i puf... Wszystko odlatuje. 
Po pięciu minutach opuściła łazienkę, obdarzając przy tym brata udawanym, sarkastycznym uśmieszkiem i zaczęła kierować się w stronę kuchnie. Po drodze otworzyła jeszcze drzwi swojego pokoju i rzuciła na łóżko piżamę, po czym zeszła spokojnie na dół. 
-Hej mamo! Hej tato! - obdarzyła rodziców szczerym uśmiechem i usiadła do stołu machając z przejęciem nogami. 
-Co byś chciała na śniadanie? - zapytała uprzejmie mama, podczas, gdy tata wsuwał jak pomylony boczek i popijał go sokiem pomarańczowym. 
-Wystarczą kanapki - odparła Olivia patrząc z lekkim zniesmaczeniem na swojego ojca. - I kawa zbożowa jakbyś mogła. - dodała odwracając od niego wzrok. - Mamo... 
-Tak?
-O której wychodzimy? - zapytała mocno podniecona Olivia.
-Myślę, że zaraz po śniadaniu. - odpowiedziała jej, po czym zawołała donośnym głosem. - Adrian! Willy! Schodźcie już na dół. Nie będziemy na was czekać całe rano!.- i z powrotem zabrała się za robienie kanapek. 
Po krótkim czasie, gdy Olivia kończyła śniadanie, do kuchni weszli jej bracia. Adrian był ubrany w elegancką szatę uczniowską, jego włosy gładko ulizane przy głowie a okulary perfekcyjnie równo założone na nos. Willy natomiast szatę miał nie do końca zapiętą, dredy związane w niedbały kiteczek tak, że parę wychodziło z uścisku gumki. Obydwoje byli tak od siebie różni, że ktoś nieznajomy na pewno nie nazwałby ich rodzina. Nawet taką bardzo daleką. 
I Willy, i Adrian usiedli grzecznie do stołu i zaczęli jeść pośpiesznie kanapki przygotowana przed chwila przez panią Pringle. 
-To możemy już iść? - zapytała zniecierpliwioną Olivia, gdy zobaczyła, że nikt przy stole już nie je. 
-Tak. - odpowiedziała mama - Chyba już jest dobry moment. Wyszli na dwór, otworzyli garaż i wszyscy zaparkowali się do starego mercedesa. Po niedługim czasie byli już w ciemnej uliczce, gdzie znajdował się pub Dziurawy Kocioł. Weszli do środka i rozglądali się z ciekawością po stolikach. Miejsce to budziło zawsze taka samą fascynację, bo bez względu na porę roku czy pogodę można było tu zobaczyć coraz to dziwniejsze rzeczy. Cała rodzina pośpiesznie przeszła przez zatłoczony lokal i wyszła tylnymi drzwiami do małego zaułka, gdzie stały dwa pełne kosze na śmieci. 
Walden Pringle wyjął swoja różdżkę i uderzył w kilka cegieł na starym murze tak, aby utworzyła sie znana wszystkim kombinacja. 
W mgnieniu oka czerwone i pomarańczowe cegiełki zaczęły rozsuwać się na ich oczach tworząc małą bramę, za którą rozciągała się długa, zatłoczona czarodziejami ulica. 
-Nareszcie - Olivia wydała z siebie cichy szept zadowolenia. - To gdzie najpierw? Do markowego sklepu Quidditcha? Po szatę? Po różdżkę? Po kociołek? Po...
-Po książki. - Odpowiedział Adrian poprawiając sobie okulary i ruszył w stronę księgarni Esy i Floresy a cała rodzina ruszyła za nim. 
W małej księgarni, zawalonej pod sufit księgami nie dało się ruszyć, ponieważ ścisk jak co roku był niesamowity. Widać to było już zza szyby, więc Lily stwierdziła, że sama kupi wszystkie książki, aby nie ciągać całej rodziny nie potrzebnie po sklepie. 
-Mamo.! - powiedziała Olivia, zanim Lily weszła do sklepu - Kupisz mi jedną książkę, jeżeli Cie ładnie poproszę? -  i uśmiechnęła się promiennie.
-Jaką ? -zapytała zaciekawiona pani Pringle, która nie spodziewała się po córce, że będzie samowolnie chciał jakąś książkę. 
-Quidditch przez wieki. - powiedziała Olivia. - podobno jest bardzo dobrze opracowana. 
-Zabaczę jeszcze ale nic nie obiecuję - odpowiedziała Lily troszkę uległym tonem i weszła do księgarni. 
Olivia zaczęła niespokojnie chodzić po zatłoczonej ulicy ze zniecierpliwieniem. 
-Tato! - powiedziała w pewnym momencie - Mogę iść na chwilę do Markowego sprzętu do Quidditcha? Prooooszę. 
-Pewnie idź. - zaaprobował pomysł Walden - Tylko wróć zaraz! - krzyknął za nią, gdy prawie w podskokach odchodziła od reszty rodziny w stronę jej ukochanego sklepu. 
Nagle coś mocno uderzyło ja w bark. 
-Nic Ci nie jest? - była to sympatycznie wyglądająca ślizgonka ( co można było wywnioskować z koloru jej szaty ), która pod ciężarem wielu książek straciła panowanie nad swoim ciałem. 
-Nic sie nie stało - odpowiedziała grzecznie Olivia. - Pomóc Ci może ? - dodała po chwili zastanowienia, wyraźnie upodabniając się do Wiliama. 
-Jakbyś mogła. - zadowolona dziewczyna uśmiechnęła się do niej i położyła na jej ręce kilka ksiąg. - Jestem Alexa Stark. - powiedziała z wyraźną ulgą w głosie. 
-Ja Olivia Pringle. Miło mi! 
-Twoi bracia to Adrian i Willy? - zapytała z uśmiechem Alexa. 
-Taaa. - powiedziała bez przekonania Olivia. - A co? któryś z nich już zdążył Cię zdenerwować? 
-Prawdę mówiąc... Adrian jest moim największym przeciwnikiem jeżeli chodzi o lekcje a Willy'ego nie poznałam osobiście. Ale wydaje się całkiem spoko. 
-Jest ok. Adrian mnie też denerwuje, więc jest już nas dwie. - uśmiechnęła się Olivia i czując, że rozmowa zaraz się skończy zapytała. - Grasz w quidditcha? 
-Próbowałam, ale nie wychodzi mi to jakoś genialnie. A ty? - odwzajemniła pytanie z zaciekawieniem 
- Ja uwielbiam grać. Wybierałam się właśnie do sklepu. Może poszła byś ze mną? - zaproponowała grzecznie i położyła książki na jeden ze stolików przy lodziarni. 
-Zaraz przyjdą tu moi rodzice. Jak popilnują moich książek to chętnie z tobą skoczę. A teraz możemy sobie na chwilę usiąść. 
-Okej. - zgodziła się Olivia siadając na pobliskim krześle. Po chwili ujrzała dwójkę niezbyt wysokich czarodziejów, ubranych wykwintnie i wyglądających raczej na bogatych. 
-Już idą! - krzyknęła Alexa wskazując na nich palcem. 
-Dzień dobry! - przywitała się grzecznie Olivia, gdy tylko podeszli do stolika. 
-Witam! - odpowiedział jej tata koleżanki niskim ale wesołym głosem. 
-Tato. Idę na chwilę do sklepu ze sprzętem do quidditcha. Zaraz wrócę.. 
-Dobrze, tylko nie za długo. - odpowiedział jej i uśmiechnął się do dziewczyn, które zaczęły odchodzić coraz dalej, aż w końcu zmieszał się z tłumem. 
W sklepie nie było tłoczno. Pełno najróżniejszych mioteł, kasków i zestawów piłek przyciągało uwagę Olivii.  Chciałaby mieć wszystko, co było na wystawach, ale niestety pewnie nie zdoła namówić rodziców na nowa miotłę. Kiedy stwierdziła, że wiedziała już wszystko powiedziała do Alexy:
-Nie chcesz iść ze mną do księgarni? Poznałabyś moich braci. 
-Nie dzięki, ale obiecałam, że zaraz wrócę. - Alexa odmówiła i uśmiechnęła się. 
Obydwie wyszły na ulicę:
-No to cześć. - powiedziała bardziej sympatycznym niż zwykle głosem Olivia
-Papa - odpowiedziała jej równie przymilnie Alexa. - Do zobaczenia w pociągu! - i obie rozeszły się w różne strony. Olivia dochodząc do księgarni zobaczyła wychodzącą z niej mamę, która niosła na rękach olbrzymie stosy książek. 
-Kupiłaś? - krzyknęła już z oddali Olivia biegnąc w stronę reszty rodziny.
-Tak . - odpowiedziała z uśmiechem Lily zza wielkich ksiąg zasłaniających jej twarz. - Później ja pooglądasz, dobrze? Teraz migiem do sklepu z różdżkami Dymitrova. 
Weszli do ciemnego sklepu. Sponad lady wystawała głowa niskiego człowieczka, który powitał ich z radością. 
-Dzień dobry! Ooo... Państwo Pringle. I młoda Olivia.- dodał szukając już odpowiedniej różdżki.  Wyciągnął z jednego z regałów podłużne pudełeczko i podał je Olivii, która drżącymi z przejęcia rękami wyciągnęła z niego piękną ciemną różdżkę. Machnęła nią i wypowiadając pod nosem jakieś zaklęcie i pudełko uniosło się do góry.
-Wspaniale! - krzyknęła z radości i nadal trzymając różdżkę w dłoni chwyciła pudełko zanim spadło i wybiegła ze sklepu zostawiając w nim płacących rodziców  braci. Po chwili i oni do niej dołączyli uśmiechając się pogodnie i wszyscy skierowali się do krawca. Olivia kupiła sobie piękną szatę i pospiesznie udali się do sklepu ze zwierzętami, gdzie młoda czarownica wybrała sobie piękną fretkę. 
-No! - powiedział nagle tata - Myślę, że powinniśmy już wracać - i spojrzał na rodzinę cała obładowaną księgami, kociołkami, szatami i mnóstwem innych rzeczy, mknącą ku bramie z cegieł.
Kiedy ponownie przeszli przez już mniej zatłoczony pub, zapakowali wszystkie rzeczy do samochodu i odjechali spokojnie do domu. Lily i Waldenowi ten stary mugolski środek transportu niezbyt się podobał, ale twierdzili, że jeśli nie mają być rozpoznawalni, to musza nieraz przecierpieć. Podróż minęła spokojnie i po kilkunastu minutach wjeżdżali już na znany podjazd przed domem. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Tekst

123 Lorem ipsum

Statystyka

Popularne posty