Niecodzienne spotkanie
-Mi też opowiesz? - Simon niczym dziesięciolatek prosił
Olivię, żeby opowiedziała mu całą historię. Nie mogła nawet spokojnie wejść do
sypialni, bo cały czas za nią łaził.
-Nie Simon. To długa opowieść, a ja jestem zmęczona. Kiedyś
ci może opowiem. - w końcu straciła cierpliwość i poszła razem z Nel do
sypialni. Rzuciła się na miękkie łóżko i zamknęła oczy, próbując się choć
trochę odprężyć.
Nadeszła sobota. Wesoły świergot ptaków obudził Olivię
około siódmej trzydzieści. Podobnie jak pierwszego dnia, w pokoju była sama.
Tym razem, nie czekając ani chwili, ubrała na siebie przylegające, jasne
jeansy, czarny T-shirt i poszła do Wielkiej Sali. Ku jej uciesze nie było
nikogo w pokoju wspólnym, więc nikt nie dręczył jej głupimi pytaniami. Przeszła
przez mosiężne drzwi i ruszyła długim korytarzem na śniadanie.
-Hej! - rzuciła krótko siadając obok Nel. - Czy tylko ja
tak długo śpię?
-Tak. - Odpowiedziała z uśmiechem Hanna, choć miało to być
pytanie retoryczne. - Uważaj, żeby Simon tu nie przyszedł. - Olivia zrobiła
znudzoną minę. Nie wiedziała, jak on mógł się jej podobać. Był niczym małe
dziecko pytające wszystkich o wszystko i chcące "tak bardzo poznać
świat". Drażniło ją to zachowanie.
Po śniadaniu wszystkie cztery ruszyły w kierunku
dormitorium.
-Dlaczego mamy siedzieć całą sobotę w pokoju wspólnym? -
zapytała najwyraźniej niezadowolona Nel - Przecież na dworze jest całkiem
ładnie.
-Popieram ją! - Olivia chwytała się każdej opcji, byleby
tylko nie siedzieć w tym ponurym miejscu i nie natknąć się na pana Hodge.
-No dobra niech wam będzie, ale co chcecie tam robić? -
Hanna przyjęła propozycję, ale nie wiedziała, w czym siedzenie na błoniach jest
lepsze od pokoju wspólnego.
-Nie wiem - Liv zastanawiała się przez chwilę - Może po
prostu posiedzimy pod drzewem jak wczoraj.
-Może zagram wam coś na gitarze? - Nel powiedziała to jakby
od niechcenia, ale zaraz rozległy się podniecone głosy aprobujące jej pomysł.
Wyszły na dwór i ruszyły ku wielkiemu drzewu.
Tafla jeziora była tak gładka, że wyglądała jak pokryta
niewidzialnym lodem, na którym tańczyły wiosenne promienie słońca. Olivia
zobaczyła jak jakiś chłopak mach do nich zamaszyście. Nie znała go jeszcze.
Hanna i Alexa też mu machały.
-Kto to jest? -zapytała z ciekawością.
-To Greg Heffley z Hufflepuff'u. Chodzi z nami do klasy.
Straszny kobieciarz. - uśmiechnęła się szeroko, podczas, gdy młody puchon
posłał im całuska.
-Żałosne. - żachnęła się Alexa, która jak do tej pory jakoś
mało się odzywała.
Reszta weekendu minęła na siedzeniu w dormitorium, lub beztroskim
wylegiwaniu się na błoniach. Nadszedł znowu poniedziałek. Olivia doczekała się
swojej pierwszej pracy domowej z eliksirów.
-To jednak nie jest takie fajne. - rzuciła z rozgoryczeniem
do Nel, w drodze na obronę przed czarną magią.
-Ale przecież tak bardzo chciałaś dostać zadanie. -
powiedziała z sarkazmem w głosie. Już wiedziały, gdzie mają poszczególne
lekcje, więc nie gubiły się jak kiedyś. Weszły do ciemnej klasy, na której
końcu były półokrągłe schodki prowadzące na mały balkonik, skąd drzwiami można
było przejść do pokoju profesor Redbird. Olivia zajęła miejsce obok Amy Li. To
z nią siedziała na tej lekcji.
Temat spodobał się Olivii. Podczas pisania notatki
zauważyła, że w ostatniej ławce siedzi inteligentnie wyglądający młody puchon.
Uśmiechnęła się do niego. Teraz i on patrzył na nią pięknymi brązowymi oczami.
-Auu... - Amy szturchnęła Olivię i dała znak głową,
że profesor Redbird ją obserwuje. Liv spojrzała na nią niepewnie i
skierowała wzrok w stronę swojego pergaminu, jak gdyby nic się nie stało. Lekcja
na szczęście szybko się skończyła i wszyscy pierwszoroczniacy pośpieszyli na
transmutację. Nie był to dla nikogo przyjemny przedmiot, ale trzeba było go
jakoś zaliczyć na późniejszych sumach.
Do klasy wszedł niski czarodziej z burzą włosów na głowie.
Miał za to skromną, błękitną szatę.
-Panie profesorze! – powiedziała szybko Olivia, ponieważ
właśnie zdała sobie z czegoś sprawę. – Mogę na chwilę iść do dormitorium? – Prof.
Green spojrzał na nią pytająco – Zapomniałam podręcznika. – sprostowała szybko
swoją wypowiedź.
-Dobrze, ale zaraz wracaj. – uśmiechnęła się dziękczynnie i
wybiegła jak poparzona z klasy. Pędząc schodami w dół szata zaczęła się jej
niewiarygodnie mocno podwijać, więc zwolniła kroku. Przechodząc obok jakiegoś
gobelinu usłyszała głos dobiegający jakby z oddali. Nie bardzo wiedziała, co
znaczą wykrzykiwane słowa, ale zaciekawiona zatrzymała się na chwilę i
skierowała wzrok w stronę, z której dochodził dany hałas.
-WNUCZKA POTTERA! BĘDZIE MIAŁA WZGLĘDY! WNUCZKA POTTERA!
BĘDZIE MIAŁA WZGLĘDY! WNU… - Olivia
ujrzała przed sobą coś, co mimo swojego przejrzystego ciała bardziej
przypominało małego człowieczka, niż prawdziwego ducha.
-HAHAHAHAH – zaśmiał się po chwili, zorientowawszy się z
kim ma do czynienia, po czym zaczął wykrzykiwać jeszcze głośniej – WNUCZKA POTTERA!
BĘDZIE MIAŁA WZGLĘDY! WNUCZ…
-Przestań – powiedziała lekko zdenerwowana Olivia. – Ty jesteś
Irytek, tak? – ale ona nadal kontynuował swoje wykrzykiwania. –Ah… - Liv
parsknęła, pokręciła głową i całkowicie ignorując ludka zaszła na dół.
W dormitorium było
całkiem pusto. Zielono-czarne ściany odbijały światło świec, palących się pod
szarym sufitem. Cisza była tak błoga, że każdy normalny człowiek, mógłby tu zostać na
zawsze. W sypialni również nikogo nie było. Mimo szczerych chęci Olivia tylko
chwyciła szybko podręcznik do transmutacji i biegiem ruszyła ku klasie. Starała
się nie zatrzymywać po drodze, aby przypadkiem nie natknąć się na małe
szkaradztwo latające po korytarzach. Weszła cicho do sali i nic nie mówiąc
zajęła miejsce obok Nel. Prof. Marcin Green nie był tego dnia w dobrym humorze
i zadał im prace domową, w której musieli opisać co najmniej 10 różdżek znanych
czarodziejów i czarownic zgodnie z poznanymi na lekcji parametrami. Nie było w
tym nic aż tak trudnego, ale mimo wszystko nikomu nie chciało się tego robić.
Po skończonych zajęciach wszyscy wyszli szybko z klasy.
-Dlaczego tak długo cię nie było? – zapytała zdziwiona Nel
w drodze do dormitorium i Olivia opowiedziała jej o przypadkowym spotkaniu z
Irytkiem.
-Hahaha! Nieźle. – roztrzepana Nel chyba nie rozumiała, jak
bardzo jest denerwujące starcie z tym… czymś!
-Zakazany Las! – powiedziała głośno Liv, kiedy doszły do pustej
ściany w lochach. W ułamku sekundy pojawiły się przed nimi znajome wielkie
drzwi i otworzyły się z głośnym trzaskiem. Weszły do pokoju wspólnego.
-Co tam tyle ludzi? – zapytała Olivia, widząc grupkę ludzi
w czarno-zielonych szatach zebraną pod ścianą.
-Chyba pojawiło się coś nowego na tablicy z ogłoszeniami. –
Nel wyraźnie zaciekawiona podeszła do reszty śliz gonów. Wzniosła się na palce
i oznajmiła Olivii, która była od niej nieco niższa i miała większy problem z
dojrzeniem informacji – Będą nabory do drużyny quidditcha!
-Co? Kiedy? - Liv
sprawiała wrażenie bardzo zaciekawionej.
-Chodź zobacz. – zaczęła przeciskać się w miarę możliwości
do przodu rozpychając zgromadzenie rękami. W końcu zobaczyła ozdobne
ogłoszenie.
Nabór do drużyny
Quidditcha
Mimo mi poinformować, że w tym roku obejmę posadę
Kapitana Drużyny Quidditcha. W związku z tym, iż
czas nas goni, a pierwszy mecz ligi nieubłaganie
się zbliża, ogłaszam
NABÓR DO DRUŻYNY! Odbędzie się
on w najbliższą sobotę na szklonym
boisku. Serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych.
Z poważaniem
Kapitan Drużyny Quidditcha
Alex Cathville
-Zgłaszasz się? –
zapytała wesoło Nel, gdy Olivia skończyła czytać.
-Pewnie! –
odpowiedziała nie ukrywając entuzjazmu. –A ty?
-Oczywiście, że tak! –
szczerze myślała, że powie nie. Większość pierwszoroczniaków nie umiało dobrze
latać na miotłach, ale grzebiąc w pamięci , przypomniała sobie, że Nel nawet
nieźle szło na lekcji latania, więc zrobiła po prostu wesołą minę i usiadła na
czarnej, skórzanej kanapie.
-Mam nadzieję, że się
dostanę. Zawsze chciałam być obrońcą! – Liv wiedziała, że jest w tym dobra.
Zawsze, gdy grała ze swoimi braćmi na prowizorycznym boisku za swoim domem,
szło jej całkiem nieźle.
-Ja bym wolała zostać
pałkarzem. – Olivia zaśmiała się głośno i nie ukrywając zdziwienia zapytała.
-A do tego nie lepiej
wziąć kogoś silniejszego?
-Nie koniecznie! –
odpowiedziała wesoło Hanna, która w tym momencie usiadła na fotelu obok nich. –
W tamtym roku pałkarzem była Katrin Carax. Co prawda ona właśnie zdawała
ostatnia klasę i miała trochę inna posturę niż ty Nel, ale mimo wszystko to
dziewczyna i radziła sobie całkiem dobrze, wręcz świetnie. – Olivia nigdy o
niej nie słyszała, ale na jej twarzy malowało się uznanie. –Tez bym chciała być
w drużynie! – dodała po chwili Hanna z wielkim rozmarzeniem. – Już wyobrażam
sobie siebie lecąca z kaflem w reku i strzelającą gola drużynie Hufflepuffu. To
by było coś.
-Dlaczego akurat im? –
zapytała zdziwiona Olivia.
-Bo tam obrońcą jest
twój brat, a on naprawdę dobrze gra! – Hanna zrobiła poważną minę. Tez
chciałaby odnieść taki sukces jak Willy Pringle. – I co z waszymi pierwszymi pracami domowymi
kotki? Odrobione? – Liv nienawidziła jak tak na nie mówiły. Hanna była super,
ale nieraz straszniej denerwowała swoimi luźnymi gadkami. Zrobiła więc
rozgniewana minę jakby czując, co teraz zrobi jej koleżanka. – No Liv…! Przestań! – i klepnęła ja po
plecach tak samo jak zawsze.
Po chwili rozmowa
zeszła na całkiem inny tor. Rozprawiali
o nauczycielach i lekcjach. Niestety dość często był to jedyny temat, na który
mięli coś do powiedzenia.
-Co robiłyście w
wakacje? – spytała ni stąd ni z owąd Olivia, która czuła się zmęczona rozmową o
skuteczności nauczania profesor Redbird. Wszystkie oczy zwróciły się na nią.
-Ja byłam w domu. –
odpowiedziała Nel po chwili namysłu. – A że mieszkam mniej więcej w samym
centrum Londynu jedyne co mogłam robić to spotykać się z moja najlepszą
przyjaciółką.
-Też jest czarownicą?
– zapytała z podnieceniem Hanna.
-Nie. Pochodzi z
mugolskiej rodziny, ale można z nią robić na prawdę fajne rzeczy. – patrzyły na
nią takim wzrokiem, jakby delikatnie dawały jej znak, aby kontynuowała. – Na przykład
założyłyśmy bloga z naszymi zdjęciami. W Internecie. – Hanna, w odróżnieniu od Olivii chyba nie za bardzo wiedziała co to
jest. – Spokojnie Hanna też nie wiedziałam do czego służy Internet, ale się
dowiedziałam, że mugole mają takie przenośne, rozkładane urządzenie, na które
mówią laptop. A za jego pomocą wchodzą do Internetu. Tam można zrobić właściwie wszystko! –
Przejęcie na twarzy Hanny było widoczne bardziej dokładnie niż kiedykolwiek. –
Tam nawet zdjęcia się ruszają!
-Ale za to w
mugolskich gazetach nadal nie! – powiedziała trochę kpiącym tonem Olivia. – w tym
chyba zawsze będziemy od nich lepsi! – i cała trójka wybuchła donośnym śmiechem
tak, że głowy paru osób będących teraz w salonie odwróciły się w ich stronę.
-Nie sądzicie, że
musimy już iść na kolację? – zapytała Hanna próbując złapać oddech. Nel i Olivia kiwnęły potakująco głowami i razem
ruszyły w stronę Wielkiej Sali.
Liv zapomniała, że na
dworze nadal jest jasno. Siedząc w ciemnych lochach nie da się togo jakkolwiek
określić. Nie było widać słońca, ale
błękitne niebo pokrywały różnokształtne obłoczki. Przeszły przez próg i od razu
spostrzegły, że na skraju ślizgońskiego stołu, blisko nauczycieli siedzi Simon.
Był bardzo pochłonięty rozmową z Amy,
więc szansa na to, że ich nie zobaczy była spora. Nie zwracając na siebie uwagi
usiadły i udawały, że zajadają się swoim kremem brokułowym i grzankami. Olivia
odwróciła się do tyłu, by spojrzeć na sąsiadujący z nimi stół Hufflepuffu.
Miała nadzieję, że zobaczy tam tego przystojnego puchona, którego widziała już
na lekcji, ale jego tam nie było.
-Simon już odpadł? –
zapytała Alexa, która nie wiadomo od kiedy siedziała naprzeciw. Liv zrobiła się tylko lekko czerwona.
-Tak! W końcu. –
powiedziała zadowolona Nel, która odczytała ze wzroku Olivii co chciała
powiedzieć. Hanna zakrztusiła się.
-Nel! – krzyknęła –
Czy tobie naprawdę podoba się… - zawiesiła głos, jakby to imię nie mogło
przejść jej przez gardło. – Simon? – dodała już o wiele ciszej jakby z lekka odrazą. Tym razem to nie Liv zrobiła się cała
czerwona. Nel uśmiechnęła się i z rozmarzeniem spojrzała w stronę siedzącego na
przeciwnym końcu stołu chłopaka z długimi, kręconymi włosami związanymi w
niedbały kucyk.
-Pewnie będzie ci
kiedyś wygrywał ballady na fortepianie. – powiedziała z rozbawieniem Alexa. Olivii zdawało się, że jest ona od pewnego
czasu jakaś nieobecna. Może to rezultat
tego, że zamiast oddawać się życiu towarzyskiemu wolała się uczyć już od samego
początku, ale nie miała odwagi aby o to zapytać. Tak czy inaczej wszyscy
ryknęli śmiechem.
-Koniec tego dobrego!
– powiedziała Hanna i podniosła się – Wracamy? – Brzmiało to bardziej jak
rozkaz aniżeli pytanie. Olivia, Nel i
Alexa wstały leniwie i ruszyły w stronę dormitorium.
-Dlaczego wszyscy
ślizgoni tak się gnieżdżą w pokoju wspólnym, a nie posiedzą trochę w Wielkiej
Sali? – zapytała Liv widząc, jak uczniowie innych domów śmieją się wesoło przy
swoich stołach i nikomu nie śpieszy się stamtąd wychodzić.
-Tak jakoś wyszło. –
powiedziała Hanna w sumie nie wiedząc dlaczego. – Ale co tutaj właściwie mamy
robić. – dodała jeszcze po chwili namysłu. Pytanie było retoryczne i przez całą drogę nikt już się nie odezwał.
Pierwsze prace domowe.
OdpowiedzUsuńChociaż Olivia przejrzała na oczy. xD
OdpowiedzUsuńA tytuł czego? :P
~Lestrange
Tego rozdziału XD
UsuńAh, xDD.
UsuńPomysłów nie mam. :C Ale na pewno przejrzałaś na oczy. xD
Możesz wyłączyć weryfikację? ^^