piątek, 16 sierpnia 2013

Czy to już koniec?

No własnie... Czy to już koniec "mojego veritaserum"? Odpowiem na to pytanie jednoznacznie. Wygląda na to, że straciłam wene jeśli chodzi o kontynuację tego opowiadania. Zgubiłam wątek i zapomniałam, czego chcieli bohaterowie. Innymi słowy totalnie się zgubiłam w tej opowiadaniowej rzeczywistości. Długo myślałam, czy zamieścić tą notkę i bardzo się wahałam. Po jakimś jak widać dłuższym czasie stwierdziłam, że głupio tak skończyć to wszystko i o niczym nie poinformować chociażby tej nielicznej grupki, którzy czytali i chcieliby dalej poznawać tę historię.

Z drugiej strony... Nie kończę jeszcze całkiem swojej historii z pisaniem. Jeśli ktokolwiek czuł się dobrze czytając opowieść w moim stylu, zapraszam na nowego bloga. "AFTER LIF" - jest to moje całkowicie nowe dzieło. Odbiega całkowicie od świata potterowskiego, ale no cóż... Człowiek też potrzebuje zmian i różnorodności, więc nie warto kontynuować w nieskończoność monotonności.

Podsumowując, wszystkich chętnych zapraszam do przeczytania nowego opowiadania, a zainteresowanych jedynie Moim Veritaserum bardzo przepraszam i mam nadzieję, że chociaż do tej pory mogłam dać wam trochę rozrywki.

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 11.

Nieudane pierwsze spotkania.

-No to klops! - wrzasnęła Liv, kiedy razem z Nel znalazły się na środku ruchomych schodów. 
-Że też akurat w tej chwili! - wymamrotała zasapana ślizgonka. Zbiegały właśnie z wieży astronomicznej na stadion, gdzie miała się odbyć lekcja latania. Niestety plany pokrzyżowały im schody. 
-Myślisz, że Fyed bardzo się zdenerwuje? - Olivia miała skrzywioną minę. Jeszcze nigdy nie spóźniła się na żadną lekcję, a wiedziała, jak prof. Christian jest zasadniczy.
-Przestań! - dziewczyna machnęła ręką - Najwyżej nas zabije - obie zaczęły się śmiać. -Chodźmy! - wrzasnęła Nel,  kiedy schody raczyły w końcu wrócić do pierwotnego stanu. Biegły ile sił w nogach, a szaty coraz bardziej podchodziły im ku górze.
Nie minęły dwie minuty, a one niczym nowe Ogniste Grzmoty 500 wyleciały na rozciągające się w nieskończoność, zielone błonia. Niebo tego dnia było pochmurne, jednak nie padał deszcz. Chłodny wiatr muskał je lekko po twarzy, gdy dochodziły do boiska.
-Przepraszamy za spóźnienie! - powiedziała zdyszana Liv z nadzieją, że jej koleżanka ją wesprze. Profesor zmierzył je surowym spojrzeniem i przemówił dostojnym głosem:
-Dobrze... - przeciągnięcie wyrazu nie świadczyło o niczym dobrym, wręcz przeciwnie, szykowało się coś bardzo niedobrego! - Weźcie miotły i nie przeszkadzajcie w lekcji! - powiedział dość spokojnym głosem, najprawdopodobniej bardzo siląc się, aby zabrzmiał uprzejmie. Ślizgonki nie czekając ani chwili chwyciły stare  Błyskawice i dołączyły do reszty uczniów stojących w zwartej grupie.
-Jak już mówiłem, zanim mi przerwano - profesor Fyed znaczącym wzrokiem popatrzył na Olivię i Nel - Chciałbym, abyście dzisiaj spróbowali, bardzo prowizorycznej, ale gry w Quidditcha.  - rozległy się szepty. Widać było, że wszyscy są bardzo poruszeni. - Proszę o ciszę! - gwar ucichł. - Podzielimy się na trzy drużyny, które będą się zmieniały co osiem minut. Wszystko jasne? - podniósł lekko głos i ogarnął wzrokiem całą klasę. Parę osób pokiwało potakująco głowami - Wspaniale! - na twarzy profesora Fyed'a pojawił się nikły uśmiech i zaraz zaczął przydzielać poszczególnych uczniów do pierwszej, drugiej, bądź trzeciej ekipy.
Po około minucie okazało się, że Liv znalazła się w całkiem niezłej drużynie. Oczywiście nie każdy potrafił grać, ale na pewno wszyscy potrafili wsiąść na miotły, a w ich klasie, to wielki wyczyn.
-Drużyna pierwsza i druga na boisko! - rozległ się donośny głos. Uczniowie szybko rozdzielili się. Każdy włożył miotłę między nogi i na usłyszaną komendę "gracze na miotły" wznieśli się ku górze. Ścigający wraz z pałkarzami ustawili się w dużym kręgu, nad nimi zawiśli szukający, a Olivia jako obrońca popędziła ku pętlom. Niestety Nel znowu nie była z nią w drużynie. Zapewne miała to być kara za spóźnienie, choć potem wydało się jej to za proste jak na potężnego Christiana Fyed'a. Tłuczki i złoty znicz zostały wypuszczone. Profesor Fyed stał na środku boiska, nad dyndającymi ledwo graczami a w ręku trzymał pokaźnych rozmiarów kafla. Podczas, gdy podrzucił go go góry, wszyscy rzucili się do gry. Liv siedząc na miotle nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Myślała, że nie będzie aż takiej tragedii, ale jak widać jednak się myliła. Pierwszoklasiści wręcz bili się o kafla i ledwo unikali latających tam i z powrotem tłuczków.
Olivia, która nudziła się dosyć, ponieważ żaden kafel nie leciał jeszcze w jej stronę, co chwila spoglądała na Nel zastanawiając się, czemu nie została przyjęta do drużyny. Tylko ona z całego tego rozgardiaszu umiała trzymać pałkę i na dodatek trafić nią w tłuczek. Padł pierwszy strzał ze strony drużyny Liv, ale niestety został obroniony. Podleciała odrobinę wyżej, aby zobaczyć, kto jest ich obrońcą. Szybko dostrzegła, że to ten sam chłopak, którego widziała już na obronie przed czarną magią. Przypomniała sobie jego piękne brązowe oczy z tamtego dnia.
Rozległ się gwizdek. -GOL! - oznajmił głośno profesor. Olivia spojrzała w dół. Leciało ku niej sześcioro rozwścieczonych pierwszoroczniaków. - panno Pringle na dół!  - usłyszała z dołu zdenerwowany głos. Czym prędzej zleciała na trawę i w ułamku sekundy stała już przed rozgniewanym nauczycielem.
-Słucham? - zapytała nieśmiało tylko dlatego, aby przerwać niezręczną ciszę.
-Czy możesz skupić się na lekcji! Nie jesteś wolnym widzem, który siedzi sobie na miotle i obserwuje bacznie całą grę, ale obrońcą! - podniósł lekko głos. - Odejmuję Slytherinowi pięć punktów, ale jeśli nie zaczniesz myśleć, to nie skończy się tylko na tym.  - nie zdążyła odpowiedzieć, bo znów zagrzmiał gwizdek. - Drużyna pierwsza i trzecia! - wrzasnął profesor Fyed i cała reszta ekipy Liv sfrunęła na ziemię. Podczas, gdy ona siedziała sobie na uboczu i starała unikać wzroku zdenerwowanego nauczyciela jak i reszty pierwszoroczniaków, podszedł do niej jeden chłopak.
-Ja się nie gniewam! - powiedział uśmiechnięty i dosiadł się do niej.
-Super! - odpowiedziała raczej bez entuzjazmu. - A z kim mam przyjemność? - zapytała po chwili z lekkim zażenowaniem.  Chłopak wyciągnął do niej rękę i oznajmił przyjaznym głosem:
-Charles Jones. - uśmiechnął się szeroko. Liv spojrzała na jego szatę. Nie znała jeszcze dotąd żadnego krukona.
-Miło mi. - również podała mu rękę.
-Lubisz historię magii? - wypalił ni stąd ni zowąd nowy kolega. Olivia spojrzała na niego trochę dziwnym wzrokiem.
-Raczej nie przepadam - odpowiedziała obojętnym tonem. - Dlaczego pytasz?
-Chcę wiedzieć, jakie przedmioty lubisz. - Liv stwierdziła, że nigdy nie prowadziła tak głupiej i nudnej rozmowy. Pewnie i tak nigdy w życiu nie będą już ze sobą rozmawiać, no ale jeśli chciał to wiedzieć...
-Eliksiry, obrona przed czarną magią - zawahała się na chwilę - można powiedzieć, że również latanie, choć nie zawsze. - uśmiechnęła się do Charlesa i odwróciła głowę do profesora Fyed'a, stojącego właśnie tyłem do niej, posyłając mu nienawistne spojrzenie.
-Coś nie tak panno Pringle? - powiedział nie odwracając się w jej stronę. Zrobiła bardzo zdziwioną minę i szybko się wyprostowała.
-Dlaczego coś miałoby być nie tak? - zapytała starając się brzmieć tak, jakby nie wiedziała, co się stało.
-To dobrze! - odrzekł zgryźliwie Christian. Jego słowa zabrzmiały odrobinę tak, jakby zostały wyrwane z jakiejś innej rozmowy, ale Olivia nie chciała z nim dyskutować.
Po około piętnastu minutach rozległ się gwizdek.-Wszyscy na ziemię! - oznajmił donośny głos. - gdy wszyscy stali już przed nim spokojnie oznajmił. - Nie zdążymy zagrać już trzeciego meczu, ale uznałem, że cała drużyna pierwsza powinna otrzymać oceny Wybitne za grę na dość niezłym poziomie. - Kilka osób, w tym Nel i ów inteligentnie wyglądający puchon, podskoczyli i krzyknęli z radości. "Jedna głupia bramka!" - Liv nie mogła przeboleć tego, że puściła tak łatwą bramkę! - Koniec na dziś. Życzę miłego dnia! Do widzenia! - rozległy się pojedyncze pożegnania i wszyscy ruszyli w stronę szatni, aby zostawić tam miotły. Olivia szła sama. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać.
- Zaczekaj!- usłyszała trochę niepewny głos z tyłu. Odwróciła się i zobaczyła uśmiechającego się do niej puchona, który tak bardzo się jej podobał.
-Hej - powiedział, dorównawszy jej kroku. - James Wilton. - oznajmił wesołym głosem, wyciągając ku niej rękę.
-Olivia Pringle - odparła ściskając dłoń kolegi. W brzuchu zaczęła czuć jakieś dziwne motylki. Za pewne łatwiej rozmawiałoby się jej z takim chłopakiem, który jest brzydki i śmierdzi, ale akurat on musiał podejść.
-Co słychać? - zarumienił się lekko i popatrzył Liv głęboko w oczy.
-Idę odnieść miotłę. - palnęła bez zastanowienia. Całkowicie nie wiedziała, jak zachować się w jego obecności.- Jesteś puchonem, prawda? - zapytała, ale od razu tego pożałowała. To była najbardziej żenująca rozmowa, jaką kiedykolwiek prowadziła. Ku jej zdziwieniu James zaśmiał się tylko i odpowiedział:
-No tak jakoś wyszło!
-Dobrze bronisz - stwierdziła Olivia czując, że zbyt długa cisza zaczyna robić się niezręczna. W tym wypadku każdy temat zdawał się być nie ciekawy.
-Dzięki! - odparł z zadowoleniem chłopak. - Ale nie lepiej niż twój brat.
-Skąd znasz mojego brata? - uśmiechnęła się. Dobpiero po chwili przypomniała sobie, że on też jest w Hufflepuff'ie.
-Każdy w Hufflepuff'ie go zna! - odpowiedział wesołym głosem. - Między innymi przez niego nie da się dostać do drużyny na tą pozycję.  - Liv teraz też się uśmiechnęła. No tak... Willy faktycznie był niezły w te klocki. Ale co się dziwić! Quidditch był u nich właściwie rodzinny. Swoje pierwsze miotły każdy dostał na pierwsze urodziny, więc można powiedzieć, że w  ich domu stało się to już tradycją. 
-Idziesz na zielarstwo? - spytał po chwili James. 
-Eeee... - Olivia nie pamiętała co teraz mają, ale stwierdziła, że w sumie dlaczego nie zaufać nowemu koledze. - Ok chyba tak. - dodała po krótkim czasie zastanowienia. 
Oboje odłożyli miotły i ruszyli za resztą uczniów w stronę cieplarni. Rozmowa nie kleiła się idealnie, ale nie można było narzekać. W każdym razie Liv miała nadzieję, że nie jest to jednorazowe. 

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 10.

Para.

-To wspaniale - Alexa podniosła głowę znad książki, gdy Hanna wleciała do pokoju i powiedziała jej o sprawdzianach. - A gdzie Nel? - zapytała rozglądając się po sypialni. 
-Ona jest odrobinę zła. - sprostowała Olivia. - nie dostała się. - w jej głosie dało się wyczuć wyraźne współczucie. Bardzo lubiła Nel, więc nie chciała dopuścić do siebie myśli, że nie będą razem grały. 
-Trudno - przerwała ciszę Alexa  jakby dość obojętnym tonem. - Może za rok jej się uda - podkreśliła szybko czując na sobie dziwne spojrzenia koleżanek. 
-Pójdę już - powiedziała po chwili Liv. Nagle odczuła silną potrzebę przejścia się. Tylko ona i nikt inny. Nie czekając na odpowiedź wyszła z sypialni. Zeszła po wąskich, krętych schodach i przeszedłszy cały pokój wspólny znalazła się w długim tunelu, który już tak dobrze zdążyła poznać. Zwolniła trochę kroku i spuściła głowę w dół. Czarna szata z zielonymi obszyciami falowała jej pod nogami niczym spokojne, niewzburzone morze. Znalazłszy się w Sali wejściowej na moment się zatrzymała. Nie wiedziała tak na prawdę dokąd zmierza, ale po chwili namysłu poszła jednak w górę długimi, szerokimi schodami. 
-Samotny spacer? - usłyszała łagodny, ale bardzo ciekawski głos gdzieś z prawej strony. Odwróciła głowę i zauważyła, że jeden z obrazów uśmiecha się do niej. - Złe oceny, czy chłopak Cię zostawił młoda damo? - mówiła do niej jakaś starsza kobieta z fikuśnie upiętymi włosami, ubrana w długą, wytworną suknie.
-Nic z tych rzeczy - odrzekła Olivia i wykrzywiając usta w coś, co zapewne miało być uśmiechem poszła dalej. 
Światło dzienne wlewało się do zamku wszystkimi oknami, mimo że tego dnia nie było słońca. Witraże na szybach były weselsze niż zwykle i swymi kolorami rozjaśniały korytarze niczym tęcza. Liv zmierzała prosto ku wierzy astronomicznej. Przypomniała sobie, że gdy byli na lekcji bardzo się jej tam spodobało i  stwierdziła, iż byłoby to dobre miejsce aby posiedzieć samemu w ciszy i spokoju. 
Stare drewniane schodki skrzypiały za każdym postawionym krokiem. Znała już ten zgrzyt, ponieważ wchodziła tędy na astronomię, ale przy akompaniamencie krzyku pozostałych uczniów nie było to aż tak wyraźne. Znalazła się na szczycie. Był to dość duży balkonik w kształcie koła, z którego rozciągały się piękne widoki. Nagle zauważyła, że nie jest tutaj sama. Zza wielkiego słupa stojącego na środku wyłaniał się kawałek czarnej szaty z żółtą obwódką. Kto to mógł być? Utrzymując bezpieczną odległość zdecydowała się obejść słupek dookoła. 
-Willy? - zapytała ze zdziwienie i automatycznie się uśmiechnęła. Przed nią siedział wysoki puchon z burzą dredów na głowie. 
-Olivia! - jego głowa natychmiast zwróciła się w kierunku siostry. Wstał pośpiesznie i mocno wyściskał siostrę. - Nie widziałem Cię od początku roku. Ciągle chowasz się w lochach? - zapytał z nikłym uśmiechem. 
-Właściwie, to większość czasu. - w tej chwili zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie potrzebowała samotności. Bardzo jej czegoś brakowało i właśnie teraz trafiła w sedno. Chciała spotkać się z bratem!
-Poznałaś tam kogoś fajnego? - spytał po naturalnej dla jego charakteru chwili zastanowienia. 
-Tak! - powiedziała z entuzjazmem Liv. - Jest sporo fajnych ludzi. Nel, Hanna, Alexa... - przez chwilę zastanawiała się, czy przy rozmowie o 'fajnych ludziach' nie wymienić imienia Simona, ale w ostatniej chwili powstrzymała się od tego wiedząc, że zacznie się głupie wypytywanie, czy coś go z nią łączy. - A tak właściwie... - zawiesiła na chwile głos - to co ty tutaj robisz? - Willly patrzył jej prosto w oczy, jednak biorąc pod uwagę to, że całe życie się z nim wychowywała, nie robiło to na Olivii żadnego wrażenia. 
-Potrzebowałem chwili dla siebie. Nie chcę ciągle siedzieć z ludźmi. - powiedział po czym dodał po chwili zastanowienia. - myślę, że jesteś tu z takiego samego powodu. - Liv kiwnęła głową, po czym coś jej się przypomniało.
-Dostałam się do drużyny! - wykrzyknęła radośnie. 
-Brawo! - Willy jakby trochę oprzytomniał - To rozumiem, że od teraz będziemy ze sobą rywalizować! - zaśmiał się. 
-Pewnie, że tak! Ale Slytherin i tak wygra!. - nigdy, zanim poszła do Hogwartu, nie sądziła, że kiedykolwiek wypowie takie słowa i to z  takim entuzjazmem. Zawsze chciała być w Hufflepuff'ie podobnie, jak jej rodzeństwo. Tak na prawdę, dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że cieszy się z wyboru tiary. Przez te kilka tygodni zdążyła się przywiązać do ciemnych, ponurych lochów i ciepłej atmosfery, jaka tam panuje. Zerknęła ukradkiem na brata i zauważyła, że nie jest on tak promienny jak zwykle. 
-Coś się stało? - zapytała. Tym razem to ona patrzyła mu głęboko w oczy. 
-Nie, skąd... - odpowiedział Willy z odrobinę wymuszonym uśmiechem. - Odprowadzę Cię do dormitorium. - po czym wstał i ruszył schodami na dół. Zdezorientowana, ale również pełna podziwu dla pomysłu uniknięcia rozmowy poszła za Willlym. Droga minęła w milczeniu. 
-Czarna magia! - powiedziała donośnym, stanowczym tonem Liv, kiedy stanęła przed gołą, surową ścianą. Drzwi otworzyły się ze zwykłym dla nich trzaskiem a Olivię ogarnęła fala śmiechu. 
-Co się stało? - zapytała Hanny, która ledwo łapała oddech. - Dlaczego wszystkim tak wesoło? 
-Bo...  - powiedziała głośno Hann łapiąc się za brzuch, aby nabrać powietrza. -  Bo Simon zapytał się Nel, czy chce z nim być! - wybuchła głośnym rechotem. Olivia uśmiechnęła się, ale nadal nie wiedziała, co w tym takiego zabawnego. 
-A najlepsze jest to. - dodała po chwili roześmiana koleżanka  i znowu docisnęła swoją przeponę. - że ona się zgodziła. - Liv w końcu zrozumiała, dlaczego im tak wesoło i ryknęła głośnym śmiechem. 
-Gdzie ona jest? - zapytała po chwili, gdy już odrobinę się uspokoiła. 
-Siedzą sobie razem. - Hanna też już mniej więcej opanowała swoje emocje. - Gdzieś na błoniach. Ale że z Simonem....?! - znów wybuchła. Liv przypomniało się właśnie, jak jeszcze niedawno uważała Simona Hodge za najprzystojniejszego faceta na świecie. Oczywiście usprawiedliwiała się szybko tym, że nie miała pojęcia jaki ma charakter, ale mimo wszystko nadal zanosiła się głośnym śmiechem. 
-Nel! - krzyknęła Olivia, zobaczywszy w drzwiach obściskujących się Nel i Simona. Jednak ona zrobiła naburmuszoną minę i ruszyła w stronę swojej sypialni. Jak ona mogła chcieć być z kimś takim jak.... jak on?! Liv nie mieściło się to w głowie. 

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 9.


Ach ten quidditch...

Po długim, ale nie tak ciężkim tygodniu nadeszła sobota. Wszyscy ślizgoni byli bardzo podekscytowani dzisiejszymi sprawdzianami do drużyny. Olivia tak bardzo chciała grac jako obrońca, że nie ukrywała swojego podniecenia. Weszła  do Wielkiej Sali w bardzo radosnym nastroju, jak chyba jeszcze nigdy od początku roku. Nie była już tak skryta jak wcześniej. Hanna i Alexa powitały ja gorącym uśmiechem. Siadła na swoim stałym miejscu i zabrała się za jedzenie płatków.
-Sądzisz, że się dostaniesz? - zapytała po chwili Hanna.
-Mam nadzieję. Zawsze w domu grałam w quidditcha. - zawiesiła na chwilę głos - Jeśli w ogóle można nazwać to grą. Wybieraliśmy między sobą na jakiej pozycji chcemy być. - Hanna, która nigdy nie grała w ten sposób słuchała jej z zainteresowaniem. - To znaczy Willy mówił nam gdzie mamy grać i zawsze wychodziło, że on i Adrian byli ścigającymi a ja obrońcą i podawali sobie a ja broniłam. - Olivia patrząc na zdumiona minę Hanny, której nie mieściło się to w głowie dodała - Było całkiem fajnie.
Alexa wcale nie interesowała się ich rozmową o quidditchu. Raczej nie była dobra w tej grze. Jadła więc powoli swoje śniadanie, a kiedy Olivia skończyła opowiadać zapytała spokojnie:
-O której zaczyna się ten wasz sprawdzian?
- Za godzinę. - odpowiedziała wesoło Hanna, po czym dodała - przyjdziesz popatrzeć?
Alexa zmierzyła ją swoim spojrzeniem po czym powiedziała rezolutnym głosem:
-Muszę odrobić zadania domowe na eliksiry. - Hann wzruszyła ramionami i zaczęła zajadać się swoimi tostami. 
Słońce już wzeszło wysoko i oblało złotym blaskiem całą Wielką Salę, wlewając się przez okna jak zbyt dużo Felix Felicis. Wszystkie twarze przy stole ślizgonów były roześmiane, ale zarazem przejęte. 
-Idziesz? - zapytała po chwili Hanna, skończywszy śniadanie. 
-Tak. - Olivia chciała już jak najszybciej mieć to za sobą, ale czegoś cały czas jej brakowało. Skierowała wszystkie myśli na to, żeby poszukać owej zguby i oto znalazła...- Nel! - wykrzyknęła  - Wiedziałam, że kogoś jeszcze brakuje. Ona też chciałaby być w drużynie. 
Alexa i Hanna popatrzyły na nią dziwnie. Nie wiedziały, dlaczego tak się tym przejęła. 
-Zaraz się znajdzie. - powiedziała spokojnie Alexa. Wstały od stołu i ruszyły w kierunku dormitorium. Im bliżej były długiego korytarza, tym mniej promieni słonecznych oplatało ich włosy. W końcu zeszły na dół i stracili z oczu piękny słoneczny dzień. Cały tunel oświetlony był jedynie kilkoma pochodniami, co dawało efekt tajemniczości i surowości. Weszły szybko do pokoju wspólnego i rozejrzały się. 
-Gdzie ona jest? - zapytała Olivia tym razem z większym zniecierpliwieniem. - Dobra... Idziemy na boisko. Jak jej zależy, to sama do nas dołączy.
-Idziesz z nami Alexa- Hanna z nadzieją, że zmieniła zdanie zapytała ją raz jeszcze.
-Nie - odpowiedziała konsekwentnie trzymając się swojego zdania Alexa, więc zostawiwszy ją wyszły i znowu kroczyły długim, ciemnym korytarzem. Przeszły po stromych, krętych schodach i znowu ta znajoma fala słońca całe je oblała. Skierowały się ku drzwiom wyjściowym i po chwili były już na błoniach. 
-Czekajcie! - z tyłu dobiegł ich odrobinę zdyszany głos. Odwróciły się i dostrzegły Nel, biegnącą ku nim z wystawioną ręką. 
-Gdzie byłaś? - Olivia zapytała dość pretensjonalnie bez zbędnych powitań. 
-Ja...-zawiesiła na chwilę głos. - Ja byłam z Simonem. - policzki oblały jej się różowym rumieńcem. 
-Z SIMONEM? - zapytała z niedowierzaniem Hanna - Naszym Simonem? - powtórzyła raz jeszcze.  Nel kiwnęła tylko potakująco głową. A obie jej koleżanki wybuchły głośnym śmiechem.
Olivii nie mieściło się w głowie, jak ktoś tak zabawny, jak Nel, mógł polecieć na kogoś tak irytującego i denerwującego, jak Simon. Prawda, kiedyś jej się podobał, ale wtedy go nie znała, nie wiedziała jaki jest, zwracała uwagę tylko na wygląd zewnętrzny i nie liczyła się z tym, co miał w środku. 
Po pięciu minutach doszły do  szatni. Był to niewielki drewniany  "domek" z dwoma małymi okienkami. W środku, na każdej ścianie widniało wiele haczyków, na każdym zawieszony jeden strój do quidditcha w barwach Slytherinu, z numerkiem gracza. Po prawej stronie widniały małe drzwi, które jak później się okazało kryły za sobą magazynek, gdzie znajdowały się wszystkie kije, piłki i inne potrzebne sprzęty. 
-Musimy ubrać szaty - powiedziała Hanna patrząc na zakłopotane miny Nel i Olivii. 
-Przecież jeszcze nie jesteśmy w drużynie. - odparła Liv. 
-To nic - wytłumaczyła szybko Hanna - stroje na sprawdzianie musi mieć każdy niezależnie od pozycji, funkcji i  tego, czy był wcześniej w drużynie. Przyszłyśmy odrobinę wcześniej, żeby zająć te najlepsze. 
Na twarzach dziewczyn pojawiły się uśmiechy znaczące, że już rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi. Olivia rozglądnęła się wokoło i dorwała mało zniszczoną szatę z wielkim numerem 6. Reprezentacyjnie skierowała się w stronę koleżanek. 
-Może być? - zapytała z lekką niepewnością. 
-Świetnie - wykrzyknęła Hanna nie dając dojść do głosu Nel. Wstała i poprawiła jej coś z tyłu - teraz Idealnie. - dodała teatralnym głosem i usiadła z powrotem  na swoje miejsce.Po chwili, gdy wszystkie trzy były już ubrane, do szatni zaczęło się schodzić o wiele więcej ślizgonów. Poznała wśród nich między innymi Amy Li i Alex'a Cathville'a - nowo mianowanego kapitana ich drużyny. Był to dość niski chłopak z burzą puszystych blond włosów i niemal czarnymi oczami. Wszedłszy do szatni chwycił pierwszą lepszą szatę i z zadziwiającą szybkością założył ja na siebie. Przełożywszy ją przez głowę, szybko zmierzwił wszystkie piórka na głowie, aby przypadkiem mu nie oklapły i nadal miały swój artystyczny nieład.Spojrzał po chwili na zegarek, po czym powiedział łagodnym tenorem. 
-Moi drodzy, idziemy po miotły i raz raz na boisko. - dało się usłyszeć w tym krótkim zdaniu tyle optymizmu i dobrej energii, ile Olivia nie zauważyła w sobie przez całe życie. Przepchała się przez zgraję ślizgonów do schowka i złapała pierwszą miotłę, jaka wpadła w jej rękę, po czym wyszła razem z innymi na zewnątrz. 
Boisko było ogromne. Wielkie trybuny ułożone w owal ogradzały całe pole do gry od rozciągających się nie wiadomo jak daleko błoni. Podeszli na sam środek i ustawili zwartą grupą przed kapitanem.
-Witajcie na pierwszym spotkaniu naszej drużyny. - przemówił tym samym, ciepłym głosem. - Chciałbym sprawdzić co potraficie, także stańcie teraz pozycjami na jakich chcecie grać, abym wiedział, za co mam się zabrać. Olivia rozejrzała się i podeszła do wielkiego chłopaka, który stał na prawo od niej. 
-Hej. - powiedziała niepewnie - czy ty chcesz być obrońcą? - siliła się, żeby jej głos brzmiał bardzo ambitnie, bo wyszukane słowa i taki ton robią zazwyczaj lepsze wrażenie. 
-Ta. - odpowiedział je od niechcenia chłopak i przełożywszy miotłę na drugie ramie podał jej rękę - Rudolph  Pritchard.
-Olivia Pringle -  przemówiła tym samym rezolutnym tonem i uścisnęła mu dłoń. 
-Doskonale! - wykrzyknął wesoło Alex. - Mamy dwóch chętnych szukających i dwóch kandydatów na obrońców. Niestety jest odrobinę za dużo pałkarzy i ścigających. No więc dobrze. Zacznijmy od tego, że wszyscy, którzy chcieli by być na tych dwóch pozycjach wsiądą na miotły i przelecą się od jednego, do drugiego końca boiska. 
Liv patrzyła współczująco na niektórych znajomych ze swojego rocznika, którzy po pierwszej lekcji latania, mimo szczerych chęci nie potrafili zbyt wiele, więc chwiejąc się na wszystkie strony, powoli lecieli przed siebie. W pewnym momencie skierowała wzrok na Hannę i Nel, które z dużym luzem leciały blisko siebie trzymając się jednego wyznaczonego szlaku. 
-Wracajcie! - krzyknął kapitan widząc, że wszyscy w miarę możliwości pokazali już na co ich stać. - Ty, ty i ty. - wskazał palcem na trzech chłopaków z pierwszej klasy. - Nie umiecie jeszcze dobrze latać, więc przykro mi, ale przyjdźcie za rok i wtedy coś pomyślimy. - uśmiechnął się do nich promiennie, ale oni z naburmuszonymi minami odeszli w stronę szatni, a Alex przemówił ponownie. - Pałkarzom poszło lepiej, ale musimy wybrać tylko cztery osoby. Hmmm. - zamyślił się utkwiwszy wzrok w grupce ludzi z kijami w rekach. Pokazał palcem na jedną dziewczynę i zapytał - Vicki Diggle? - kiwnęła potakująco głową. - Jesteś co prawda w drugiej klasie, ale niestety będę musiał cię pożegnać. - zawiedziona Vicki zarzuciła włosami i odeszła szybko od reszty ślizgonów. - Fantastycznie! Teraz mamy już dwie drużyny. Mam nadzieję, że zasady są wszystkim dobrze znane, bo zagramy sobie malutki meczyk. Podzielę was na dwie drużyny, a sam będę obserwował waszą grę i na końcu wybiorę stały skład. 
Olivia  nie była w drużynie ani z Hanną, ani z Nel. Miała za to Amy, która starała się o pozycję szukającego. 
-Gracze na miotły! - rozległa się komenda i wszyscy oderwali się od ziemi. Liv nigdy przedtem nie grała na tak dużym boisku, ale za to była pewna, że jeśli chodzi o quidditcha, ma to we krwi. 
Kafel ruszył do góry i ścigający natychmiast rzucili się na niego. Pierwsza złapała oczywiście Hanna, która zaraz podała go jakiemuś dużemu ślizgonowi z jej drużyny. Teraz wielki napastnik pędził z "powgniataną" piłką w stronę trzech pętli, których broniła Olivia. Pochyliła się odrobinę nad trzonkiem miotły i nie spuszczała z oczu piłki. Ślizgon oddał strzał, ale Liv w pięknym stylu go obroniła. 
Mecz skończył się po niecałej godzinie. Zmęczeni gracze wrócili z powrotem na ziemię aby usłyszeć, czy są na tyle nieźli, aby stanowić nowy skład drużny. 
-Całkiem nieźle. - powiedział Alex, który wylądował ostatni. - Ale niestety muszę wybrać najlepszych i mam już swoich faworytów. 
Początkowo silny i wielki Rudolph Prithard okazał się po prostu kimś, kto nie umie ani trochę grać. Olivia była zatem pewna, że dostała się do drużyny. Czekała tylko co z resztą. 
-Skład przedstawia się następująco: Jako szukający grać będzie Amy Li , która pierwsza złapała znicza. Obrońcą zostaje Olivia Pringle. - popatrzył na nią i lekko się uśmiechnął. - Sprawa najtrudniejsza, czyli pałkarze. Do drużyny wchodzą Alfie Shelly i Joe Grant.- Olivia szybko spojrzała w stronę Nel, której twarz trochę pobladła. - Ścigający w tym roku to: Hanna Riddle, Toby Combes i Alex Cathville, czyli ja. - zaśmiał się po cichu. - Reszta oczywiście znajduje się na liście jako skład drugi, czyli rezerwa. Ogłoszenie o pierwszym treningu znajdziecie na tablicy ogłoszeń w naszym dormitorium, a póki co dziękuję za przybycie i miłego dnia. 
Rozległ się gromki aplauz i zgraja zielonych szat ruszyła w stronę szatni. 
-Nel będzie dobrze.-pocieszała ją Olivia w drodze do dormitorium. 
-Pałkarze najczęściej się zmieniają, bo któryś w końcu dostaje tłuczkiem i dalej nie może grać. - Hanna też próbowała coś zdziałać, ale Nel miała nachmurzona twarz i była w nie najlepszym nastroju. Bardzo zależało jej, aby dostać się do drużyny.
Przeszedłszy przez długi korytarz weszły do ciemnego dormitorium. Było w nim więcej osób niż zwykle a wszyscy świętowali wybranie nowej drużyny. Wszystko działo się tak szybko, że Liv prawie nie zauważyła, iż Nel zaraz po wejściu pobiegła do siedzącego na kanapie Simona i zaczęła się z nim przytulać. 
-Chodź do góry powiemy Alexie. - zaproponowała Hanna, wiedząc, że jej przyjaciółka na pewno nie siedzi w pokoju wspólnym razem z innymi. 

sobota, 13 kwietnia 2013

Alex Cathville

Alex Cathville
chłopak, 16 lat

Nowo mianowany kapitan drużyny quidditcha w slytherinie. Mimo dość niskiego wzrostu całkiem dobrze radzi sobie na boisku. Jego oczy są tak ciemne, że prawie nie da się w nich wyróżnić źrenic. Odrobinę dłuższe, blond włosy i spadająca na jedną stronę, puszysta grzywka, nie przeszkadzają mu w świetnej grze. Jako kapitan jest raczej cierpliwy i sprytny. Jego optymizm udziela się całej drużynie przed każdym meczem.  W czasie, gdy nie jest na boisku, ludzie mówią o nim,  że jest nieco nawiedzony. Ma różne dziwne olśnienia. Krążyła plotka o tym, że posiada dar jasnowidzenia, lecz szybko się zatarła po kilku nieudanych próbach przepowiadania przyszłości.
Pokrewieństwo:
Oboje rodzice Alex'a, choć  nie znani z imienia, są pracownikami Ministerstwa Magii. Nie posiada żadnego rodzeństwa, choć czasami bardzo chciałby mieć chociaż denerwującego brata. 

Christian Fyed

Christian Fyed
mężczyzna, 41 lat

Dość młody nauczyciel latania, przed którego niebieskimi oczyma przewinęło się już kilka pokoleń uczniów. Swoją karierę w Hogwarcie zaczął w całkiem wczesnym wieku. Od początku ubierał się raczej na czarno, więc szaty współgrały znakomicie z jego ciemnymi, krótkimi włosami. Wysoki profesor z odrobinę kwadratową szczęką.... Czy można chcieć czegoś więcej? Jednak charakter ma troszkę niejednolity. Jest często zarozumiały i uważa, że wszytko wie najlepiej, co oczywiście denerwuje wiele osób, ale z drugiej strony ma doskonałe podejście do uczniów, a większość z nich uważa prof Fyed'a za swój autorytet, z czego osobiście jest bardzo zadowolony.
Pokrewieństwo:
Zamiłowanie do latania i gry w quidditcha na pewno odziedziczył po ojcu - Marc'u Fyedzie, który swego czasu był bardzo znanym ścigającym.  Matka natomiast - Felicia Fyed (Winslet ) - to zwyczajna, kochająca  swoje dzieci 'kura domowa'. Christian ma również trójkę starszego rodzeństwa. Wszyscy pozakładali jednak rodziny i nie widują się ze sobą dość często. 

________________________________________________________________________
Opis ze specjalną dedykacja dla Chris'a, aby zachęcić go do czytania ;*

Faye Morgan

Faye Morgan
dziewczyna, 14 lat

Faye, idąc szkolnym korytarzem, zawsze potrafi zwrócić na siebie uwagę. Puszczone blond włosy falują lekko niczym piórka, a małe, szare oczka, usadowione całkiem blisko zgrabnego noska, zdają się penetrować umysł każdego, kto się do niej zbliży. Zarozumiała, pyszna puchonka, często podlizująca się nauczycielom. Ubiera się raczej wyzywająco, twierdząc, że krótkie spódniczki, trampki i dopasowane T-shirty podkreślają jej figurę. Zawsze potrafi wybrnąć z niekomfortowej sytuacji dzięki większym i mniejszym kłamstewkom. Jej zdecydowanie ulubionym zajęciem, jest dręczenie i naśmiewanie się z uczniów innych domów. 
Pokrewieństwo:
Mama - Anastazja Morgan (Jolinesse) pochodzi z bardzo bogatej rodziny czarodziejów 'czystej krwi'. Pracuje razem z jej ojcem - Orionem Morgan - w Ministerstwie Magii. Faye ma także młodszego brata Alex'a, z którym uwielbia się kłócić. 

Obserwatorzy

Tekst

123 Lorem ipsum

Statystyka

Popularne posty